Co za książka...
Słuchajcie: REWELACJA. Wciąga jak bagno i w zasadzie czyta się sama. No mówię Wam, nie sposób się odeń oderwać, to jedna z książek z gatunku: "jest druga w nocy, a Ty czytasz i przestać nie możesz".
Napisana przepięknym językiem, z wartką akcją, pełnokrwistymi bohaterami, pełna zagadek i z zaskakującym zakończeniem. Boska. Już dodałam do najulubieńszych swoich lektur i na pewno doń kiedyś powrócę .
"Dom sióstr" porwał mnie tak, jak w zeszłym roku "Szkarłatny płatek i biały" Fabera: znów czułam się uczestniczką opisywanych wydarzeń i chciałam czytać bez końca.
Charlotte Link tak cudownie wykreowała świat przedstawiony, że tuż po lekturze gotowa byłam na stałe (lub choćby na chwilę) przenieść się do Yorkshire, krainy wyżynnych torfowisk w północnej Anglii...
Cudowna, pochłaniająca i szalenie emocjonująca lektura.
Zaczyna się mniej więcej tak:
"Świat za oknem tonął w śniegu. Jak daleko wzrok sięgał, śnieg, nic, tylko śnieg. Nie było różnicy między łąkami, drogami, podjazdem przed domem, ogrodem. Wszystko zniknęło, przykryte grubą warstwą śniegu. (...) Wichura powaliła dwa drzewa, ich olbrzymie korzenie sterczały w górę, będąc świadectwem siły żywiołu, który nawiedził okolicę w nocy. Wiatr ustał, ale śnieg padał bez przerwy. Nad samotnym domem zaległa głęboka, tajemnicza cisza" *.
W tym odciętym od świata domostwie w północnej Anglii rozgrywa się małżeński dramat: Barbara i Ralph przyjechali z Niemiec aż tutaj, by spędzić razem Boże Narodzenie - to dla nich ostatnia próba ratowania rozpadającego się od dawna małżeństwa, tymczasem nic nie układa się tak, jak planowali. Śnieg zasypuje wynajętą na dwa tygodnie posiadłość i odcina drogę do miasteczka i kontakt ze światem zewnętrznym: pozbawieni prądu i żywności, skazani wyłącznie na siebie i wyładowujący frustracje na sobie nawzajem, czują się jak więźniowie. By wypełnić sobie czas, Barbara oddaje się lekturze znalezionych przypadkiem zapisków byłej właścicielki domu w Yorkshire, zwanym "domem sióstr"... Wraz z nią przenosimy się w czasie...
Akcja powieści toczy się więc równolegle dwóch płaszczyznach czasowych: a to w 1996 roku, kiedy Barbara i Ralph zmagają się z małżeńskimi problemami i szalejącym za oknem żywiołem, brakiem prądu i kurczącymi się zapasami żywności, a to u schyłku epoki edwardiańskiej w Anglii, przez cały niemal wiek XX (gdy wraz z Barbarą czytamy dziennik Frances Grey, byłej właścicielki posiadłości).
Obie historie (ta, dziejąca się "teraz", i ta, która wydarzyła się przed laty) są, zaręczam, równie pasjonujące. Nierzadko złościłam się, gdy współczesna Barbara wracała do lektury starego pamiętnika Frances Grey, potem zaś odwrotnie: nie chciałam znowu przenosić się do zasypanego śniegiem domu, wynajętego 'teraz' przez Barbarę i Ralpha.
Czegóż nie ma w tej powieści... Mam wrażenie, że jest wszystko. I tło historyczne (począwszy od schyłku epoki edwardiańskiej, przez obie wojny światowe aż do lat 80-tych XX wieku), odmalowane tak, że najlepszy nauczyciel historii nie opowiedziałby tego ciekawiej (swoją drogą, to interesujące: popatrzeć na działania wojenne w wieku XX z perspektywy Anglików), i mnóstwo zagadnień związanych z feminizmem, i lazaret we Francji, i mnóstwo krwi, i romansów, i zdrad, miłości platonicznej i fizycznej, zazdrości, nienawiści wreszcie. To cudowna saga rodzinna, w której nie sposób nie przywiązać się do bohaterów (bardzo wiarygodnie sportretowanych), a którzy nierzadko muszą odejść, zniknąć, a ja czułam się wtedy tak, jakbym traciła kogoś niezwykle bliskiego.
Tę powieść natychmiast należałoby wznowić, gdyż na rynku książki należy aktualnie do białych kruków, na Allegro osiąga niebotyczne ceny, a jest tak bardzo warta przeczytania!
A ja natychmiast po lekturze "Domu sióstr" zabrałam się za inną powieść Charlotte Link pt. "Echo winy", w nadziei na podobne wrażenia. Co z tego wynikło? O tym innym razem...
Tymczasem Was namawiam na polowanie na "Dom sióstr". Warto, ach, warto!