Wybierając książkę, którą z chęcią bym przeczytała kieruję się jej opisem. Gdy jest on interesujący i zachęca do sięgnięcia po lekturę, to oczywiście tak właśnie robię. Właśnie w ten sposób w moje ręce wpadła „Pustka Pandory”. Zainteresowana kryminałem szybko zabrałam się za przygodę z tą książką. Niestety mój zapał został ochłodzony już po kilkunastu stronach.
Amelia jest zwykłą studentką historii sztuki. Po przeprowadzce do Gdańska otrzymuje paczkę, a w niej informacje o zbrodni jakiej ostatnimi czasy się dopuszczono. Chodzi o morderstwo kobiety, sprawa owiana jest mgłą. Nadal nie pozostała rozwiązana. Dziewczyna decyduje się pomóc w odkryciu mordercy. Razem z detektywem Karolem, tropią zabójcę. Jednak nie jest to takie proste zadanie. Morderca przeistacza wszystko w grę, w której pionkami są życia innych ludzi.
Czułam wielką ekscytację zabierając się za „Pustkę Pandory”. Liczyłam na wciągający kryminał, szybko rozwijającą się akcję i tajemniczą atmosferę, która roznosi się nad ulicami Gdańska. Jednak moje nadzieje zostały rozwiane i to w zaskakującym tempie. Akcja rozwija się dopiero po jakichś stu stronach. Wtedy możemy odczuć jakiś okruch ekscytacji, gdyż Amelia jest coraz bliżej rozwiązania tajemnicy. Niestety zbyt blisko, ponieważ publikacja po chwili się kończy. „Pustka Pandory” została określona lekturą sensacyjną. Kojarzy mi się to z szybko rozwijającą się akcją i ciągłym trzymaniem w napięciu zafascynowanego czytelnika. W żadnym stopniu tego nie otrzymałam.
Gdyby książka nie był egzemplarzem recenzyjnym zapewne odłożyłabym ją w kąt i pewnie nie dotarła do choćby setnej strony. Nie w ciągnęłam się w historię Amelii, a nawet nie darzyłam jej zbytnią sympatią. Możliwe, że to przez to iż była bardzo podobna do mnie. Jej charakter i chęć dążenia do celu jako tako posuwały fabułę do przodu. Nie jest ona specjalnie rozwinięta. To jeden wątek, do którego końca dążymy. Wiele ciekawych pobocznych kwestii jak przeszłość detektywa, czy Amelii zostały pominięte, a mogłyby być ciekawym uzupełnieniem ich historii.
W głównej bohaterce jest coś bardzo irytującego. Otóż pali ona jak smok. Prawie w każdym rozdziale spotykamy się z opisem w jaki to sposób Amelia odpala papierosa i dlaczego lubi palić. Wydaje mi się, że miał być to jakichś charakterystyczny znak dziewczyny typu Jamesa Bonda i jego ulubionego napoju. Niestety pomysł nie wypalił.
Okładka nie jest jakoś specjalnie zachęcająca. Zapewne zwróciłabym na nią uwagę ze względu na zapałkę, gdzie zamiast ognia pojawia się woda. To dość ciekawy, ale raczej mało znaczący element.
Książka otrzymuje ocenę 4/10, nie niższą ze względu na te ostatnie strony, które o dziwo mnie zaciekawiły. Niestety raczej nie polecam „Pustki Pandory”. W księgarniach znajdziecie ciekawsze książki o podobnej tematyce.
Ekscentryczna studentka historii sztuki przeprowadza się do Gdańska, gdzie niespodziewanie otrzymuje kopertę z wiadomością wysłaną na jej nowy adres. Zapoznaje się z dokumentacją śledztwa biura detektywistycznego, dotyczącego makabrycznego morderstwa sprzed paru miesięcy. Czuje dziwną więź z tym wydarzeniem, ma wrażenie, że gdzieś to już widziała. Postanawia wyjaśnić dawno zamkniętą sprawę.
Ameli...