recenzja dotyczy wydania z 2012 roku
wydawnictwo Skrzat
Zielone Wzgórze to nic innego, jak jedno z gospodarstw znajdujących się na Wyspie Księcia Edwarda w Avonlea, w Kanadzie. Należy ono do starszego rodzeństwa państwa Cuthbertów - Maryli oraz Mateusza. Ta bezdzietna i niezamężna para dotąd dawała radę prowadzić gospodarstwo samodzielnie, jednakże lata młodości dawno minęły i coraz trudniej wykonywać im codzienne obowiązki. Dlatego też postanowili, że wezmą z sierocińca około jedenastoletniego chłopca. Nie za mały i nie za duży. Na tyle dorosły, żeby był w stanie pomagać im w codziennych obowiązkach i na tyle młody, aby można go było jeszcze odpowiednio wychować. W umówionym dniu Mateusz wyrusza do Bright River, skąd miał odebrać z dworca małego sierotę. Ku jego zaskoczeniu czekała na niego mała ruda i strasznie mizernie wyglądająca dziewczynka. To Ania Shirley. Nie potrafił zostawić jej samopas na peronie, więc postanowił zabrać ją do domu i niech Maryla zastanawia się, co mają teraz począć. Chcieli przecież chłopca... zapewne zaszła jakaś straszna pomyłka. Jego siostra początkowo zamierzała oddać dziewczynkę z powrotem do przytułku, albo jako pomoc innej rodzinie. Jednakże po wysłuchaniu smutnej historii Ani i próśb Mateusza, postanowiono pozwolić sierotce zamieszkać z nimi na Zielonym Wzgórzu. Jak potoczą się losy jedenastoletniej dziewczynki? Czy zdoła się zaaklimatyzować w nowym miejscu? Kogo ciekawego pozna i jakie przygody ją czekają? O tym wszystkim przeczytasz, drogi czytelniku, w powieści Lucy Maud Montgomery pt "Ania z Zielonego Wzgórza".
"Ania z Zielonego Wzgórza" otwiera cykl poświęcony życiu Anne Shirley. Autorką serii jest Lucy Maud Montgomery, kanadyjska pisarka. Pierwszy raz powieść została wydana w 1908 roku, a polskie wydanie pojawiło się trzy lata później nakładem Wydawnictwa M. Arcta. Seria podbiła serca czytelników na całym świecie. Doczekała się wielu przekładów, wznowień wydawniczych oraz ekranizacji. Historia rozgrywa się w przeciągu pięciu lat od 1877 do 1882 roku. Chyba nie ma osoby, która nie znałaby dziejów małej, zadziornej, rudej dziewczynki, która pewnego dnia pojawiła się w Avonlea odmieniając życie nie tylko swoje, ale i wszystkich okolicznych mieszkańców. Lata temu miałam okazję czytać po raz pierwszy "Anię z Zielonego Wzgórza" i od tamtej pory co jakiś czas chętnie wracam do tej historii. Tak też było tym razem.
Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Skrzat w moje ręce wpadło najnowsze wydanie powieści. Tłumaczenia podjął się Paweł Beręsewicz, znany i doceniony autor wielu znakomitych pozycji dla dzieci oraz młodzieży. Jego przekład uważany jest za najbliższy oryginałowi. Nie dopuścił się on skracania historii poprzez ucinanie wielu opisów, jak to czynili inni tłumacze. Nie, pan Beręsewicz zachował ją w niezmienionej formie, za co należą mu się wielkie brawa. Dzięki temu powieść nie straciła na walorach estetycznych, których dostarczają bogate opisy miejsc zarówno tych odwiedzanych przez bohaterów powieści, jak i tych wyobrażonych przez główną bohaterkę. Ten zabieg sprawia, że nawet jeśli czytaliśmy "Anię z Zielonego Wzgórza" prędzej, to teraz czujemy się tak, jakbyśmy odkrywali tę historię na nowo. Przynajmniej ja się tak poczułam. Cudownie było znów odwiedzić Avonlea i zamieszkać wraz z Anią na poddaszu Zielonego Wzgórza. Odwiedzając z nią urocze zakątki znajdujące się w pobliżu gospodarstwa Maryli i Mateusza, razem z nią zachwycałam się pięknem otaczającej nas natury. Ilustracje wykonane przez panią Sylwię Kaczmarską dodatkowo ułatwiały mi zadanie. Delikatne i urocze, czasem smutne i zadumane obrazy urozmaicały treść idealnie oddając to, o czym w danej chwili czytałam.
Ania nie miała łatwego życia. Rodzice zmarli, kiedy była jeszcze zupełnie malutka. Od tamtego czasu wiele razy zmieniała dom, a kolejni opiekunowie okazywali się gorsi od poprzednich. Nigdy nie zaznała prawdziwej miłości. Nawet przyjaciół zmuszona była sobie wyobrażać, gdyż przez nadmiar obowiązków nie miała czasu, ani możliwości na zawieranie bliższych znajomości. W wyniku osamotnienia Ania rozwinęła u siebie wyobraźnię do tego stopnia, że nikt nie był w stanie dorównać dziewczynce, kiedy ta zatapiała się w marzeniach. Potrafiła ona wymyślać niestworzone rzeczy, snuć fantazje tak niesamowite, że nie jeden raz zdołała zaskoczyć najbliższe jej osoby tym, co właśnie sobie obmyśliła. Dzięki wyobraźni udało jej się przetrwać gorsze okresy w swoim życiu, zawsze wyobrażając sobie lepsze scenariusze, niż działy się w rzeczywistości.
Dopiero przybycie do domu państwa Cuthbertów pozwoliło dziewczynce poznać, czym tak naprawdę jest dom, troska najbliższych i siła przyjaźni. Z małej, zahukanej, samotnej i nieszczęśliwej dziewczynki Ania zaczęła zmieniać się, przechodzić zarówno wewnętrzną jak i zewnętrzną metamorfozę, dzięki otoczeniu najbliższych oraz ludzi z Avonlea. Maryla i Mateusz mimo braku wiedzy na temat wychowania dziecka, starali się jak mogli, aby zapewnić swej wychowance odpowiednie wykształcenie i start w przyszłość. A nie było to ani trochę łatwe, wpierw należało utemperować zachowanie dziewczynki. Roztrzepane i niezdarne, a do tego niezwykle uparte było to dziecko. Jej upór doprowadził nawet do tego, że w wyniku pewnego szkolnego incydentu, na długie lata pogniewała się na kolegę z klasy, Gilberta Blythe'a. Co takiego się wówczas stało? I jak przebiegały ich wzajemne relacje? O tym będziecie musieli przeczytać sami.
Przygody Ani wywołują skrajne emocje w czytelniku. Z jednej strony niezmiernie żałujemy tego dziecka. Jej przeszłość nie była usłana różami. Wiele złego musiała wycierpieć w tak krótkim życiu. Z drugiej strony jej przygody od momentu przybycia do Avonlea wywołują uśmiech na twarzy, a momentami wybuchy śmiechu. Bo kogo nie rozśmieszyłaby pomyłka Ani, która zamiast poczęstować swą przyjaciółkę Dianę Barry sokiem malinowym podała jej wino Maryli, po którym jej sąsiadka upiła się prawie do nieprzytomności? Albo kolejna wpadka naszej małej bohaterki, która piekąc ciasto dla pastorostwa zamiast olejku waniliowego, dodała leczniczego mazidła? Nie można zapomnieć o sławnej próbie pozbycia się rudych włosów z użyciem kupionej od handlarza farby, w wyniku której włosy dziewczynki zrobiły się zieloniutkie. Chyba właśnie dzięki tym wpadkom tak bardzo każdy z nas pokochał tę zwariowaną bohaterkę. Urocza, wrażliwa i dogłębnie prawdziwa postać Ani z łatwością podbije serca nie jednego czytelnika.
"Ania z Zielonego Wzgórza" to już prawdziwa klasyka. To historia ponadczasowa, która zawsze znajdzie swoich odbiorców. Od ponad stu lat trafia ona w ręce kolejnych czytelników i z pewnością przez następne tyle będzie równie chętnie czytana. To taka opowieść, którą można zaczytywać się w każdym wieku. Nie ma tu żadnych ograniczeń. Spodoba się zarówno młodszym czytelnikom, młodzieży oraz osobom dorosłym. I to jest właśnie cudowne w tej serii. Pani Montgomery stworzyła historię uniwersalną, która na długi czas zapada zarówno w pamięci, jak i sercach czytelników na całym świecie. Sama pokochałam Anię całe lata świetlne temu i do dnia dzisiejszego to się nie zmieniło. Na jesieni 2013 roku ma ukazać się kolejna część przygód Ani w przekładzie pana Beręsewicza. Już nie mogę doczekać się chwili, kiedy wezmę do rąk kontynuację losów panny Shirley i zatopię się w lekturze. A Wam tymczasem życzę, abyście zapoznali się z najnowszym wydaniem "Ani z Zielonego Wzgórza", gdyż doprawdy jest cudowne i godne uwagi. Polecam.
Moja ocena: 6/6
recenzja z mego bloga:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2013/03/187-ania-z-...