Maria Antonia, o której teraz będzie mowa, jest postacią historyczną. Dla dociekliwych chodzi o Marię Antoninę z rodu Habsburgów, późniejszą królową Francji. Lektura książki Juliet Grey nie jest jednak ponowną opowieścią o jej życiu. To fikcyjna historia, która choć opiera się na autentycznych faktach, w pełni odpowiadająca wyobraźni autorki. Zaintrygowała mnie ona, kiedy po raz pierwszy przeczytałam opis, po raz drugi, gdy obejrzałam okładkę, a po raz trzeci, gdy dowiedziałam się, że nie jest to drętwa lekcja historii. Luźna opowieść o szybkim dorastaniu i mocno politycznym życiu w młodym wieku powinna zatem przekonać do siebie nie tylko zwolenników powieści, skupiających się na minionej historii…
Dziesięcioletnia Maria Antonia wiedzie spokojne życie do czasu, gdy dowiaduje się o planach swojej matki. Wkrótce ma poślubić ledwo dwa lata starszego chłopaka, który w przyszłości ma stać się królem Francji. Zanim to jednak nastąpi, Maria Antonina musi się wiele nauczyć, aby spodobać się swojemu przyszłemu ludowi. W swoich dążeniach będzie czujnie obserwowana i oceniana, czy nadaje się na godną objęcia tronu. Musi zatem szybko dorosnąć, aby móc w pełni świadomie przyjąć mnóstwo politycznych obowiązków…
Wbrew obawom przez tak dramatycznym opisem, książka nie jest wcale tak ciężka. Autorka postarała się o to, aby oddać wszystkie wydarzenia z dozą rezerwy, z punktu widzenia głównej bohaterki, tudzież Marii Antoniny. I nie jestem do końca przekonana, czy ten zabieg wyszedł książce na dobre. Głównie spłaszcza to nieco fabułę i sprawia, że jest bardziej… dziecinna. Nie znam dokładnie losów Marii Antoniny, ale w powieści Juliet Grey wygląda ona ckliwie i okropnie dziecinnie. Faktycznie, ma dopiero dziesięć lat, jest rozpieszczona, ale prowadzenie narracji z punktu widzenia bohaterki jedynie nadaje powieści takiej słodkości, od której czasem mdli. Bardziej pasowałaby tutaj narracja trzecio osobowa, wtedy można by było lepiej ocenić postępowanie i zachowania przyszłej królowej Francji. Tymczasem, mimo że próbowałam przymknąć oko na jej wypowiedzi bądź zachowania, tłumaczyłam sobie nawet, że to faktycznie mogło tak być, wciąż czułam infantylność i ckliwość, która biła od bohaterki, ale również od sposobu, w jaki przedstawiła ją sama autorka.
Nie chcę jednak zniechęcać przyszłych czytelników co do tej lektury. Choć jest to fikcyjna opowieść, jak podkreśla autorka, poparte są one rzetelnymi faktami historycznymi, więc można potraktować ją w pewien sposób jak powtórkę z historii czy też ciekawą powieść historyczną. Jest to bowiem opisana wędrówka Marii Antoniny z Wiednia do samego Wersalu, drogą pewną wybojów i niepewności co do dnia jutrzejszego. Choć często denerwował mnie punkt widzenia bohaterki, to same wydarzenia przypadły mi do gustu. Juliet Grey potraktowała swoją powieść łagodnie (może czasem nazbyt łagodnie), nie wymuszała dialogów, czuć było nawet często swobodę i lekkość w prowadzeniu kolejnych wątków. Może nie jest mocno wciągającą książką, jednak w wielu momentach niesamowicie ciekawi, co prowadzi do tego, że oczekuje się od historii jeszcze więcej.
Zatem, jeśli ktoś jest zainteresowany zarysowaną tutaj historią bądź intrygują go poszczególne postaci minionych wieków, „Maria Antonia. Z Wiednia do Wersalu” autorstwa Juliet Grey jest idealną pozycją dla tych osób. Chociaż ma swoje wady (głównie chodzi o narracje i czasem nudnawe momenty), to tą historię warto by było jednak poznać. W pewnym stopniu czuję się rozczarowana wydarzeniami zaistniałymi na kartach powieści – a to nic się nie działo, a to znowu bohaterka potrafiła mnie zirytować, ale jednak coś w niej jednak mnie ujęło. Być może ta lekkość, być może mało wymagająca fabuła. Coś na pewno w niej jest. Niemniej jeśli ktoś czuje, że w pewien sposób może mu się spodobać, powinien po nią sięgnąć. Może to tylko moje odczucia, które mogą u innych wyglądać zupełnie inaczej po przeczytaniu tej książki. W tym przypadku ciężko mi jest stwierdzić, komu najlepiej spasowałaby jej tematyka i wykonanie. Tutaj z wyborem zostawię Was, czytelników, samych. Wybór należy całkowicie do Was…