Nie ukrywam - książkę kupiłam na promocji i uznałam, że skoro już ją mam, to wypadałoby przeczytać. Słyszałam opinie, wiedziałam, że powstał film Kubricka, ale gdyby nie wyzwanie czytelnicze "Z półki", chyba bym po nią nie sięgnęła. Czy straciłabym dużo? Ciężko stwierdzić. Jest natomiast kilka aspektów, które chcę tutaj omówić.
Już na początku doskwierał mi język. Jest trudny do zrozumienia, futurystyczny. Jak dobrze, że znam j.rosyjski (czytałam kultową wersję R), bo gdybym tak musiała za każdym razem odnosić się do słowniczka, to chyba bym zwariowała! Po kilkunastu stronach można się przyzwyczaić do tego młodzieżowego slangu i wtedy lektura sprawia prawdziwą przyjemność. Podejrzewam, że autor - skądinąd pasjonat lingwistyczny - chciał w ten sposób nie tylko scharakteryzować wiek bohaterów i ich stosunek do życia ale też złagodzić odbiór brutalnych scen morderstw i gwałtów zadawanych na niewinnych ludziach. Ogromne brawa i szacunek dla Roberta Stillera za genialne tłumaczenie, które z pewnością przysporzyło mu wielu trudności.
Gdybym miała dopasować "Mechaniczną pomarańczę" do któregoś z gatunków literackich, uznałabym ją za książkę psychologiczną z elementami futuryzmu. Kluczowe jest tutaj zrozumienie tytułu. Bardziej sensowne byłoby tłumaczenie "A Clockwork Orange", jako "Nakręcona pomarańcza", przy czym upiera się R.Stiller, a ja go w pełni popieram. Parafrazując tłumacza w posłowiu - człowiek jest jak pomarańcza: organiczny, kruchy, miękki a nakręcać go (manipulować), to zmieniać go w coś mechanicznego.
Alex - młodociany zbrodniarz - jest pierwszym "uleczonym" degeneratem. Wziął udział w dwutygodniowej terapii, polegającej na zmianie jego psychiki i wypracowanie odruchu warunkowego odczuwania mdłości na myśl o przemocy. Skutkiem terapii było stworzenie maszyny (bo człowiekiem nie można tego nazwać), nie posiadającej wolnej woli, własnego zdania i charakteru, w imię wyższego dobra.
Powieść podzielona jest na trzy części, ale dopiero czytając drugą, poczułam, że mnie wciąga. Nie mogłam oderwać się od lektury przez kilka godzin. Doczytałam do końca i... jestem zawiedziona. Zakończenie jest najsłabszą częścią "Mechanicznej pomarańczy". Odniosłam wrażenie, jakby autora ogarnęło ogólne "niechciejstwo" i brak weny na efektowne zamknięcie powieści. Dlatego też obcinam punkty i Anthony Burgess za "Mechaniczną pomarańczę" otrzymuje ode mnie 6/10pkt.
Recenzja skopiowana z mojego bloga
http://przy-swietle-ksiezyca.blogspot.com