Po szóste nie odpuszczaj

Recenzja książki Po szóste nie odpuszczaj
Stephanie Plum, to jedna z najpopularniejszych bohaterek książkowych w Ameryce. Ja dowiedziałam się o jej istnieniu przy okazji wydania piątej części. Przyznaję, że te wszystkie ochy i achy budziły moje wątpliwości. Szalejące na punkcie śliweczki kobiety na całym świecie, numer jeden na listach bestsellerów New York Timesa, nie do końca mnie przekonywały. W końcu jednak wzięła górę ciekawość. Pomyślałam, że w najgorszym wypadku będę miała jeden stracony wieczór z kiepskim kryminałem.
Przez pierwsze kilkadziesiąt stron próbowałam wbić się klimat tej powieści. Nie czytałam poprzednich części i przyznam, że trochę mi to przeszkadzało. Nie chodzi o fakt, że czegoś nie wiedziałam, czy nie mogłam się domyślić. Po prostu lubię znać bohatera od podstaw i znać każdy szczegół jego życia.
Po szóste nie odpuszczaj czyta się jak kolejny odcinek serialu kryminalno-obyczajowego. Właściwie można zacząć w dowolnym momencie, gdyż za każdym razem dostajemy nową zagadkę do rozwiązania. Jedynie wzmianki o życiu osobistym detektywów mogą być nie do końca zrozumiałe.

Stephanie Plum jest łowczynią nagród. Jej praca polega na dostarczaniu do sądu ludzi, za których wcześniej wpłacono kaucję, a którzy potem nie stawili się w dniu rozprawy. Wbrew pozorom, nie jest to łatwe zajęcie. Śliweczka często igra z życiem, na dowód czego trzyma w słoju na ciasteczka zgrabny pistolecik. I tym razem przyjdzie jej zmierzyć się z niebezpieczeństwem. Musi doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości kilku niezbyt sympatycznych typków i kobietę, która jest gotowa nawet rzucić się z mostu, żeby tylko nie pójść do wiezienia ( i to za kradzież seksownych majteczek z dziurką). Sen z powiek spędza Steph sprawa Komandosa, byłego żołnierza, jej mistrza i nauczyciela, który zostaje posądzony o zabójstwo syna jednego z najbardziej wpływowych sprzedawców broni. Dziewczyna nie wierzy, że Komandos maczał w tym palce i za wszelką cenę próbuje na własną rękę rozwikłać tę zagadkę. Po drodze napotyka na wiele „niedogodności”. Jest śledzona, porywana, obrzucana kulkami serowymi i krokietami z jajkiem, a jeden przyjemniaczek próbuje nawet podpalić dzielną Stephanie. Jak pewnie zauważyliście piszę o tym wszystkim z przymrużeniem oka, a właściwie to, co chwilę wybucham śmiechem, przypominając sobie poszczególne wydarzenia.
Fabuła powieści nie jest w żaden sposób odkrywcza, zagadka kryminalna też nie najwyższych lotów, a jednak książkę czyta się jednym tchem i pozostawia po sobie całkiem miłe wrażenia.
Jaki jest wiec fenomen tej serii? Przede wszystkim genialny humor i język. Słuchajcie, z ręką na sercu muszę wam powiedzieć, że już dawno się tak nie uśmiałam. Bywają w książce momenty, kiedy trzeba rzucić ją na bok i złapać się za brzuch. J. Evanowich ma niewątpliwie wielki dar rozbawiania swoich czytelników. Robi to w sposób naturalny, nieprzesadzony. Sytuacje, w których umieszcza swoje postaci, są czasem tak absurdalne, że oczy rozszerzają się ze zdumienia. Nie budziło to we mnie żadnego niesmaku, a jedynie salwy śmiechu. Stephanie jest miejscami tak naiwnie bezradna, że może budzić litość czytelnika. Nie na długo jednak. Nieustraszona łowczyni nagród szybko się reflektuje, bez zastanowienia narażając życie za swoich przyjaciół ( w tym psa i chomika, o których dba bardziej niż o ludzi). Niejednokrotnie pakuje się na własne życzenie w tarapaty, z których dzięki sprytowi i odrobinie szczęścia udaje jej się wyjść cało.
Chociaż postać żywiołowej Stephanie Plum jest bez wątpienia pozytywna w odbiorze, moją największą sympatię zdobyła babcia Mazurowa. Przebojowa staruszka, która przeprowadzając się do wnuczki (Steph) przeżywa swoją drugą młodość. W różowym dresiku, adidasach na platformach i bronią za pasem uczęszcza na kurs prawa jazdy i spotyka się z mężczyznami w celach (również) erotycznych. Babcia Mazurowa pojawia się zawsze wtedy, kiedy nie powinna i okropnie głośno chrapie, ale jednocześnie bez mrugnięcia okiem toleruje nocne wizyty „znajomych” wnuczki, które zwykle komentuje bez zbędnych ceregieli. Babcina żywiołowość, humor i celne spostrzeżenia ujęły mnie całkowicie i pewnie dzięki tej bohaterce uznaję lekturę za bardzo udaną.

Seria J. Evanowich ma w sobie niewątpliwie wiele uroku. Nie będę ukrywać, że nie należy do lektur ambitnych. To jest rozrywka w czystej postaci. Tam nie ma miejsca na przemyślenia, dygresje, zadumanie. To lekki kryminał z genialnym humorem i zabawnie skonstruowanymi postaciami. Po lekturze zaczynam powoli rozumieć, dlaczego przygody Śliweczki zdobyły i nadal zdobywają tak wielką popularność wśród czytelników. Niewiele przeczytałam w życiu książek, które dawałyby całościowe odprężenia. Ta książka nie wniesie w wasze życie nic nowego, nie doznacie katharsis, nie zdobędziecie szczytów intelektualnych, ale ubawicie się do łez, co także jest w życiu bardzo potrzebne.

Polecam!
0 0
Dodał:
Dodano: 06 III 2013 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 221
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Marta
Wiek: 42 lat
Z nami od: 16 VI 2012

Recenzowana książka

Po szóste nie odpuszczaj



Tytuł oryginalny: Hot Six Stephanie Plum, łowczyni nagród, i Joe Morelli, zastępca szefa policji w Trenton, łączą siły w poszukiwaniu psychicznie chorego mordercy, który zastrzelił, a następnie podpalił Alexandra Ramosa - międzynarodowego handlarza bronią. Carlos Manoso, ksywa Komandos, został zarejestrowany na taśmie video wraz z ofiarą i on właśnie staje się podejrzanym numer jeden. Komandos to...

Ocena czytelników: 5.07 (głosów: 13)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.0