Chyba każdy, kto czytał Sienkiewiczowskich Krzyżaków i widział film Aleksandra Forda jest w stanie przywołać w swojej pamięci obraz krzyżackiego posła, który wbija w ziemię przed Jagiełłą dwa nagie miecze- symbol wyzwania do bitwy na otwartym polu. W podobny sposób zaczyna się nowa powieść Jacka Komudy „Krzyżacka Zawierucha”, z tą jednak różnicą, że posłowie przybywają do Jana Kazimierza w roku 1454, przed starciem pod Chojnicami. Ten wyzwanie przyjmuje. Takie zdarzenie w rzeczywistości nigdy nie miało miejsca, o czym autor informuje w przypisach. Niestety Polacy - z wizją zgotowania wrogom drugiego Grunwaldu wymalowaną przed oczami - wspomnianą bitwę przegrywają sromotnie. Do niewoli trafia syn i wnuk osławionego Zawiszy Czarnego z Garbowa. To ten drugi staje się bohaterem powieści; zapatrzony w wizerunek dziadka będzie musiał skonfrontować wyznawane rycerskie ideały z brutalną rzeczywistością. Łatwo się domyśleć, że przed Bolkiem z Rożnowa bardzo trudne zadanie, szczególnie gdy większość ludzi zdecydowanie bardziej ceni sobie pragmatyzm niż kodeks honorowy. Po śmierci ojca w nierównej, oszukanej walce celem młodego rycerza staje się zemsta na jednym z krzyżackich dostojników. Tak właśnie potomek Zawiszy trafia w wir wydarzeń- w książce dzieje się dużo i szybko. Jest intryga, szpiedzy, pojawia się też piękna a do tego elokwentna, obdarzona nielichą inteligencją i ciętym dowcipem i szlachcianka. Sam Bolko do małorozgarniętych nie należy: w jednej z dyskusji skutecznie argumentuje za wyższością polskiego rycerstwa nad zachodnim. Główny czarny charakter jest wrednym sukinsynem i zostaje w końcu - jakżeby inaczej - w sposób właściwy ukarany.
W miarę rozwoju fabuły, pod wpływem obserwacji świata i ludzi w bohaterze zachodzi silna przemiana- z rycerza na końcu książki staje się szlachcicem. Pozbywa się zbroi, walczy turecką, lekką szabelką (wyjątkowo efektywnie zresztą) a nie mieczem, nawet nowy koń nie jest już ciężkim, bojowym rumakiem tylko pięknym arabem. Nie „akcesoria” są najważniejsze; najistotniejsza jest przemiana wewnętrzna z wojownika z ideałami w wojownika śmiertelnie skutecznego, który dla ratowania ukochanej kobiety potrafi zabijać brutalnie i bez litości. Swoją drogą, mam zastrzeżenia co do tak szybkiego przeobrażenia, ale cóż... książka jest bardzo krótka.
Widać wyraźne mrugnięcie okiem pisarza do czytelnika: oto rodzi się kolejna era, przychodzi nowe a Bolko nie tyle się w te zmiany wpisuje, co jest ich symbolem. Oczywiste jest tu nawiązanie Komudy do wcześniejszych powieści z akcją osadzoną sto pięćdziesiąt lat później, w XVII wieku.
Czego możecie się spodziewać po jego nowej książce? Przede wszystkim godziwej rozrywki, o ile lubi się książki przygodowe, osadzone w realiach historycznych. „Krzyżacka Zawierucha” mi osobiście przypomina nieco powieść sensacyjną tyle, że rozgrywającą się w późnym średniowieczu.
Poza dobrymi opisami walki są błyskotliwe dialogi i kilka ciekawych postaci.
Książka ma bardzo wyraźną wadę. Pisałem już że dzieje się w niej dużo i szybko. Bardzo szybko się ją czyta, razem z przypisami nie ma nawet 250 stron! Ja wiem, że mieliśmy w tym roku piękną rocznicę bitwy pod Grunwaldem i pewnie autora goniły terminy. Wiem też, że zakończenie otwiera pisarzowi drogę do kolejnych tomów, ale chętnie zapłaciłbym kilka złotych więcej za coś bardziej rozbudowanego. Nie chodzi mi bynajmniej o objętość dla samej objętości! Przydałoby się na przykład zaopatrzyć Bolka w więcej cech, wprowadzić dodatkowe wątki, co moim skromnym zdaniem wyszłoby powieści tylko na dobre.
Podsumowując: dobre, ale - jak mawiał mój świętej pamięci dziadek - wyraźnie czuć malizną!
Dlatego „tylko” 4.