Pisarz rodzinny

Recenzja książki Pisarz rodzinny
Po pierwsze okładka. Prosta, ale jakże sugestywna. Stary klucz, zakończony niezwykłym języczkiem, na którego kształt składają się różnego rodzaju stalówki do piór. Ostre, cienkie, precyzyjne i bezlitosne. Czemu ma służyć umieszczenie ich na kluczu? Wymyśliłam sobie, że dla głównego bohatera bycie pisarzem, posługiwanie się piórem, jako narzędziem pracy, miało być kluczem do sukcesu, drogą do uzdrowienia siebie i swojej rodziny. Tak założono i tak się miało stać. Sam Eduardo miał się tylko podporządkować przeznaczeniu…
Kiedy ma się siedem lat i pisze się swój pierwszy wiersz, zwykle nie oczekuje się niczego. Jest to radosna twórczość szczęśliwego bądź nieszczęśliwego dziecka, która co najwyżej wywoła pobłażliwy uśmiech na twarzach rodziców. Jeśli takowy wiersz będzie miał odrobinę szczęścia, zostanie zachowany w pudle z pamiątkami z dzieciństwa i kiedyś w przyszłości wywoła łzę wzruszenia na twarzy niedoszłego „poety”. Co jednak może się stać, kiedy nieudolny pierwszy rym zostanie odebrany przez zachwyconych rodziców jako zapowiedź przyszłego sukcesu i w wieku tych nieszczęsnych siedmiu lat zostanie się obwołanym pisarzem rodzinnym? Cóż, kiedy od tej pory wszystkie oczy skierowane są w twoją stronę, kiedy właściwie nie masz wyboru i musisz zostać następcą Rimbauda, czy innego Gide?
Z takim problemem musiał się zmierzyć Éduard, kiedy w wieku siedmiu lat napisał:
Mamo
Nie jesteś piżamą
Tatku
Płyniesz na dużym statku
Babciu
Mysz się schowała w kapciu
Dziadziusiu
Wszyscy robią siusiu.*

I już. Tyle wystarczyło, aby chłopiec w wieku siedmiu lat osiągnął pierwszy sukces literacki, natomiast kiedy skończył lat dziewięć, dołączył do tych, którzy talent posiedli zbyt wcześnie. Jego słowa wyczerpywały się szybko. Tak szybko jak rozpadała się jego rodzina. Z każdym kolejnym wypalonym przez mamę papierosem, jego słowa uchodziły wraz z dymem. Zadziwiająca jest tutaj obojętność rodziców na potrzeby swoich dzieci. Odniosłam wrażenie, że poprzez młodzieńcze zauroczenie i potrzebę bliskości po latach wojennej tragedii, zbyt pochopnie zdecydowali się na założenie rodziny (a może to życie zadecydowało za nich). Ich krótka, szalona miłość wypaliła się wraz z pierwszymi problemami, a co najgorsze, ani mama, ani tato nie robią nic, żeby zaleczyć rany, pozbierać z podłogi porozbijane słowa, solniczka, talerz, szklanka, dzbanek, foremka. A może, któreś z nich w ukryciu próbuje, tylko ogromne blizny są tak widoczne, że poranione przedmioty trzeba zepchnąć w cień kredensu?
Oboje chyba zasypiają w ciepłych fotelach zapomnienia i czekają na uzdrowienie, które może im przynieść pisanie Eduarda. Syn oczywiście czuje, że musi napisać powieść, która będzie miała moc oczyszczającą i leczniczą. Wiadomo jednak jak działa człowiek pod presją, a co dopiero tak wielką.
Zaślepiony jedynym przyświecającym mu celem rani po drodze kilka bliskich osób, sam również nie wychodzi bez szwanku. Końcowe nuty powieści dają jednak nadzieję na to, że starzejący się Eduard uświadomi sobie, co w jego życiu jest tak naprawdę ważne i zawróci na początek swojej drogi…

Pisarz rodzinny, to niezwykle poruszająca rodzinna historia o tym jak łatwo jednym słowem, gestem zepsuć komuś życie. Aż chciałoby się krzyknąć na rodziców Eduarda, żeby przestali bawić się w Boga i decydować o tym, kim zostaną ich dzieci. Takie chore ambicje i nadzieje potrafią narobić wiele bolesnych szkód, co widać na załączonym obrazku. Eduardo dopiero jako zniszczony życiem, starzejący się mężczyzna potrafi sprzeciwić się losowi, jaki zgotowali mu rodzice, zamknąć furtkę i zacząć życie od początku. Czy jego heroiczny czyn zakończy się sukcesem? Tego nie wiadomo. Sama jednak próba wydaje się być ciekawszą perspektywą od destrukcyjnego podążania za chłopcem, który w wieku siedmiu lat popełnił błąd pokazując rodzinie swój pierwszy wiersz.

Język powieści jest bardzo lekki, swobodny, a jednocześnie dopracowany tak, że ma się wrażenie, iż każde słowo stoi na właściwym miejscu i żadne inne nie mogłoby go zastąpić (miejscami przypominał mi język Pagnola). Krótkie rozdzialiki, proste zdania, podział na lata i charakterystyczne kronikarskie wstawki z życia pisarzy, projektantów mody, muzyków sprawiają, że książkę czyta się fantastycznie. Jej niewielkie rozmiary pozostawiają pewien niedosyt, ale pozwalają również z niecierpliwością wyczekiwać kolejnej powieści autora, która ma się ukazać już w marcu tego roku (Lista moich zachcianek).

Pisarz rodzinny to naprawdę bardzo dobry debiut niemłodego już Grégoire Delacourta, który do tej pory zajmował się pisaniem tekstów do reklam (z wielkim powodzeniem zresztą). Jego życiorys do złudzenia przypomina losy bohatera powieści, dlatego śmiem twierdzić (posiłkując się znaną teorią, jakoby to pisarz miał dawać najwięcej siebie w swojej pierwszej książce), że kilka prawdziwych faktów z życia Delacourta znalazło się w tej powieści.
Tekst na okładce nie kłamie. Przy lekturze Pisarza rodzinnego śmiałam się i płakałam jednocześnie. Polubiłam Eduarda na tyle, by całym sercem kibicować mu w każdej sytuacji.
Niezwykle świeża i mądra powieść, która pozostanie w mojej głowie jeszcze przez dłuższą chwilę.

Polecam gorąco!

*Grégoire Delacourt, Pisarz rodzinny, Warszawa 2012, s.11.
0 0
Dodał:
Dodano: 20 II 2013 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 185
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Marta
Wiek: 42 lat
Z nami od: 16 VI 2012

Recenzowana książka

Pisarz rodzinny



"Właśnie ledwo-ledwo zdałem maturę. Moja siostra miała czternaście lat i słuchała Hôtel de la plage w wykonaniu Sheili i B. Devotion. Na ścianach wisiały plakaty z Richardem Gere’em i Thierry’m Lhermitte’em. Wierzyła w księcia z bajki. Bała się przespać z chłopcem, chyba że byłby księciem. Zapytała o mój pierwszy raz, czy było dobrze, a ja odpowiedziałem łagodnym głosem tak, tak, chyba było dobrze...

Ocena czytelników: 4.5 (głosów: 2)
Autor recenzji ocenił książkę na: 5.5