Nie ukrywam, że głównym powodem dla którego chciałam przeczytać tę książkę jest fakt, iż akcja rozgrywa się na Dolnym Śląsku, a ja jakoś tak chętnie sięgam po książki, których wydarzenia mają miejsce na moim terenie, że tak powiem. W sumie nie miałam jakichś większych oczekiwań, a tu taka niespodzianka.
Już od pierwszych stron autor wprowadza klimat grozy i właściwie pozostaje tak do końca. Na zaporze w Pilchowicach wędkarz znajduje zmasakrowane zwłoki kobiety. Do akcji wkracza jeleniogórska policja, z komisarzem Iwanowiczem na czele. Szybko okazuje się, że zwłoki na zaporze to dopiero początek brutalnych morderstw, a złapanie mordercy to nie będzie taka prosta sprawa. Okoliczni mieszkańcy wpadają w panikę, doświadczeni policjanci nie kryją przerażenia, a morderca wydaje się mieć swój cel i nie zamierza przestać dopóki go nie osiągnie.
Największym atutem tej powieści jest umiejscowienie akcji. Zapora w Pilchowicach, dookoła lasy, jezioro, mrok i mgła, która sprawia, że morderca działa niezauważony. Ta sceneria wprowadza taki nastrój, że od samego początku czytelnik odczuwa napięcie, które będzie mu towarzyszyło do ostatniej strony. W połączeniu z genialną narracją i wyjątkowo sugestywnymi opisami, daje nam to mieszankę szczególnie pobudzającą wyobraźnię. Nie sposób nie mieć ciągle w głowie widoku na zaporę, wokół której ktoś krąży mordując z zimną krwią. Nawet policjanci prowadzący śledztwo nie są w stanie pozbyć się towarzyszącego im bez przerwy uczucia niepokoju. Tym bardziej, że nie mają żadnego, nawet najmniejszego śladu. Jedynie przypuszczenie, że ofiary muszą być ze sobą jakoś powiązane. Tymczasem morderca zdaje się nie przejmować patrolami policji i dalej biega po okolicznych lasach mordując w wyjątkowo brutalny sposób.
Autor niewiele uwagi poświęcił charakterystyce głównych bohaterów, toteż o komisarzu Iwanowiczu, czy jego partnerze Gawłowskim nie dowiemy się zbyt wiele. Jednak nie uważam, żeby było to złe posunięcie. Oszczędzenie nam prywatnych rozterek i codziennego życia policjantów sprawia, że nic nie odciąga uwagi od głównych wydarzeń, więc myśli czytelnika nieustannie krążą wokół morderstw i niepokojącej aury roztaczającej się wokół zapory.
Po zakończeniu lektury ciężko było mi uwierzyć, że „Zapora” to debiut pana Hendera. Sposób w jaki prowadzi narrację jest naprawdę niesamowity, fabuła bardzo przemyślana, no po prostu jest to genialny kryminał. Niezwykle rzadko podczas lektury udziela mi się poczucie zagrożenia, a tym razem nie chciało mnie opuścić nawet na sekundę. Przypuszczam, że jeśli teraz, po przeczytaniu książki wybrałabym się na pilchowicką zaporę, to nie mogłabym się powstrzymać od ciągłego oglądania się przez ramię.
Gorąco polecam każdemu miłośnikowi kryminałów, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł się rozczarować lekturą. A po przeczytaniu zapraszam na Dolny Śląsk, gdzie miejsce zbrodni można zobaczyć na własne oczy. Na pewno będzie to niezapomniana wycieczka
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/