W polskiej fantastyce od dłuższego czasu mamy do czynienia z wieloma autorami piszącymi na dobrym, rzemieślniczym poziomie. Dotyczy to między innymi książek wydawanych przez Fabrykę Słów, z których zdecydowaną większość zaliczyłbym do literatury rozrywkowej. Nakładem tego wydawnictwa ukazała się także powieść Samozwaniec Jacka Komudy, choć oczywiście
w tym przypadku mamy do czynienia z powieścią mocno osadzoną w realiach historycznych.
Jak zauważył jeden z internetowych recenzentów o ile treść pierwszego tomu określić można jako przygodowo-historyczną, o tyle w tomie drugim więcej jest historii niż elementów przygodowych. Druga część Samozwańca zaczyna się w końcówce roku pańskiego 1604 kiedy to armia Dymitra,
w skład której wchodzą dumni polscy husarze oblega Nowogród. Dalej mamy potyczki, wspaniałe bitwy i spisek z wciągniętym weń towarzyszem husarskim Dydyńskim. Opisy Polaków opłakujących i dobijających swe konające po bitwie rumaki czy okrążonych przez wrogów, umierających na przeraźliwym mrozie i czekających na poranek mogą na dłużej pozostać
w pamięci czytelnika. Zupełnie inną sprawą jest, że panowie szlachta za śmierć koni mszczą się na jeńcach w sposób okrutny i mało mający wspólnego z honorem rycerskim. Cóż, więcej o fabule pisać nie będę. Kto lubi książki Komudy i czytał część pierwszą na pewno się nie zawiedzie.
W przypadku Samozwańca mamy do czynienia z solidnie napisaną i przemyślaną powieścią.... rozrywkową.
Co w takim razie wyróżnia tę pozycję od innych? Po pierwsze: znając wykształcenie autora
oraz świetną znajomość realiów Polski szlacheckiej mam pewność, iż do moich rąk trafia coś, co ma historyczną wartość. Po drugie: wiele faktów, person i dat ze wspomnianego okresu jest dla przeciętnego czytelnika nieznana lub znana w stopniu słabym. Warto więc się czegoś dowiedzieć
i to właśnie od Komudy, bo ten rzeczywiście nie lukruje; opisuje realia XVII z całą brutalnością
a językowi polskich panków i Moskali daleko do poetyckiego (chociażby wymiana zdań podczas oblężenia Nowogrodu). Po trzecie w końcu: imć Komuda fechtuje, jeździ konno i ubiera się po szlachecku, więc jest kimś więcej niż pisarzem i historykiem-teoretykiem. Każdy opis pojedynku, pościgu, bitwy czy warcholskiej pijatyki (ha, ha, ha) staje się przez to bardzo wiarygodny.
To tyle.
Ach... Jeszcze na koniec odrobinę ponarzekam, żeby nie było za słodko.
Jedynym minusem książki jest jej mała objętość- drugi tom jest o ponad sto stron chudszy od pierwszego. Jeśli dorzucić do tego dużą czcionkę to w efekcie czytelnik otrzymuje książkę, którą „skonsumuje” bardzo szybko.