„Dziedzictwo Adama” to debiut niemieckiej pisarki Astrid Rosenfeld. Debiut zaskakujący i niespotykany, Astrid napisała bowiem historię opowiadaną z perspektywy mężczyzny pochodzenia żydowskiego, którego przewrotny los zagnał w sam środek okupowanej przez Niemców Polski.
Edward przez całe życie słyszał historie o swoim podobieństwie do ciotecznego dziadka – Adama, który podczas II wojny światowej uciekł z kraju i roztrwonił rodzinny majątek.
Adam, czarna owca rodziny, jest postacią negatywną, jego życie i tajemnicze zniknięcie stanowi temat rodzinnego tabu. Znienawidzony przez najbliższych z pewnością popadł by w niepamięć gdyby nie fakt, że Edward odziedziczył po nim urodę, charakter, kompletny brak talentu oraz oryginalność. Mężczyźni są niemalże identyczni, nawet ich losy w dziwny sposób płyną tym samym rytmem.
Beztroski sposób bycia Edwarda zmienia się gdy po śmierci babki odnajduje na strychu dziennik Adama. Koperta nigdy nie została otwarta, zapiski nigdy nie przeczytane, prawdziwa historia mężczyzny dopiero teraz miała ujrzeć światło dzienne.
Adam, Żyd mieszkający w Niemczech, wyrusza do okupowanej Polski by odnaleźć miłość swojego życia. Pod fałszywym nazwiskiem trafia w sam środek niemieckiej elity. Z zaskoczeniem odkrywa jak niewiele wspólnego ma z ludźmi, których do tej pory uważał za swoich rodaków. Zaczyna rozumieć brutalne prawa jakimi rządzi się wojna, chociaż duża część wciąż pozostaje dla niego tajemnicą.
W historii opowiedzianej przez Rosenfeld wojna stoi na uboczu. Adam nie jest świadomy wielu spraw, wiele tematów traktuje lekceważąco, jednak współczesny czytelnik bez problemu odczytuje spomiędzy kart to co autorka jedynie delikatnie sugeruje. Praca essesmanów, żydowskie getta, czy budzące grozę transporty pociągami są jasne i zrozumiałe.
Wielokrotnie spotkałam się z zarzutami mówiącymi o tym, że autorka pominęła ważny wątek wojenny, że nie oddała brutalności czasów i skoncentrowała się jedynie na poszukiwaniach Anny. Moim zdaniem przemilczenie tematu jest bardziej sugestywne niż mówienie o nim wprost, wojna trwa, nie wszyscy są świadomi tego co dzieje się tuż obok, Żydzi jadący na pewną śmierć cieszą się, że zostaną przetransportowani w lepsze miejsce, essesmani mimo gryzących wyrzutów sumienia starają się żyć normalnie i pną się po drabinie społecznej ukrywając przed najbliższymi szczegóły swojej pracy.
„Dziedzictwo Adama” to książka, która sugestywnie działa na moją wyobraźnię. Zakończenie dziennika, mimo że w pewien sposób otwarte, w połączeniu z wiedzą o II wojnie światowej staje się jasne i zrozumiałe.
Bohaterowie są wieloznaczni, dobrzy i źli jednocześnie, potrafią wzbudzać sympatię by za chwilę czuć do nich odrazę, współczujemy im i równocześnie życzymy jak najgorzej.
Największe zainteresowanie wzbudza Edda, babka Adama, arystokratka z krwi i kości, odrobinę dziwaczna starsza pani, która kpi ze wszystkiego i wszystkich oraz pociąga za wszystkie sznurki w swoim domu. Kobieta, która nie znosi sprzeciwu, osoba, która zawsze stawia na swoim, nie obawia się oceny i konfrontacji z odmiennym zdaniem, dla której najważniejsza jest miłość i związane z nią szczęście.
W pamięci na długa zapada też Herakles, żydowskie dziecko, mieszkające w szafie, które nigdy nie poznało świata spoza getta.
„Dziedzictwo Adama” to książka, która mimo swoich mankamentów zasługuje na uwagę. Nie jest to lektura przeznaczona dla wszystkich, jednych może znudzić, innych zachwycić. Jedni znajdą w niej ukryty sens dla innych pozostanie płytką opowieścią wypraną ze wszystkich emocji.
Dla mnie stała się niezwykle emocjonalną historią o sile pierwszych uczuć, sugestywną historią o brutalności wojny i nieświadomością lub chęcią niezauważania tego co dzieje się tuż pod naszym nosem.