Fascynacja i wielka sympatia do twórczości czeskich autorów była u mnie od zawsze, ale muszę przyznać, że aktywność w jej zakresie pobudził we mnie znany czechofil Mariusz Szczygieł. Po lekturze Laski Nebeskiej, nie mogłam przejść obojętnie również obok prozy Petra Šabacha.
Pisarz, zanim zaczął uprawiać wolny zawód parał się różnymi zajęciami. Między innymi był nocnym stróżem i przebywał na urlopie tacierzyńskim. Można więc powiedzieć, że Podróże konika morskiego, to autobiograficzny dziennik młodego taty, który umożliwia żonie realizację zawodową i sam zostaje w domu z dzieckiem. Wiadomo, dzisiaj takie odwrócenie ról nie jest żadną nowością, jednak pamiętajmy, że sytuacja miała miejsce w latach osiemdziesiątych i wtedy stanowiła nie lada dziwactwo.
Młody tatuś na początku lekko zdenerwowany, żeby nie powiedzieć przerażony, staje na wysokości zadania, odwraca się od drzwi (zamkniętych przed chwilą przez wychodzącą do pracy żonę) i próbuje ogarnąć sytuację. Początki są trudne, wiadomo oboje z synkiem muszą się nauczyć siebie i poznać wzajemną instrukcję obsługi. Pomocna staje się fachowa literatura i… wróżenie z kupy. Tak, tak. Tatuś ma zwyczaj, codziennie rano po wypróżnieniu przyglądać się kształtom pływającym w muszli klozetowej i czytać z nich jak z kart. Już wkrótce strach przed zajmowaniem się Pepinem przeradza się we wzajemną fascynację, miłość i oddanie. Ze strony ojca można nawet mówić o pewnej fobii. Zaczyna przejawiać cechy nieco przewrażliwionej matki, która zamartwia się przyszłością dziecka już wtedy, kiedy maluch jeszcze nie nauczył się chodzić. Niby wszystko wygląda bardzo zabawnie i niejednokrotnie wywołuje uśmiech. Pepino z reguły jest przecież grzecznym i cichym dzieckiem, chyba że nuci pod nosem hymn Kuwejtu lub przeraźliwie płacze, kiedy koleżka sadysta wpycha mu głowę między piec kaflowy a ścianę. Niestety odwrócenie ról w domu powoduje w tatusiu coraz większą frustrację. Samo przebywanie z dzieckiem jest dla niego czymś cudownym, czego nie zamieniłby na żadne inne zajęcie. Jednak brak kontaktu z kolegami, codzienna monotonia i marne zainteresowanie żony, która wydaje się być bardziej zaabsorbowana swoją pracą, powoli dają się we znaki i powodują depresję. Prześladuje go myśl o zdradach Marii, choć sam również wielokrotnie zgrzeszył w myślach (oglądanie się za ślicznymi mamusiami, to jedna z fascynujących rozrywek znudzonego ojczulka). Zaczyna mu doskwierać brak rozwoju zawodowego i fakt, że nawet z kolegami w gospodzie nie ma już wspólnych tematów do rozmowy. Desperacko podejmuje się pracy nocnego stróża i coraz częściej zagląda do kieliszka.
Šabach pod otoczką lekkiego i zabawnego tatusiowego pamiętnika przemyca garść gorzkich prawd. Myślę, że nie miał na celu udowodnienia, że tatuś na urlopie wychowawczym to rozwiązanie, które się nie sprawdza, wszak przecież Pepino miał się przy ojcu doskonale. Cóż więc się stało takiego, że owy scenariusz się nie sprawdził? Czy zawiniła żona, która realizowała się zawodowo? Jeśli przyjęlibyśmy, że tak, to niestety musimy także przyjąć, że pokrzywdzona jest większość matek, które praktycznie same wychowują dziecko, kiedy mąż jest w pracy, a potem odpoczywa. Na dłuższą metę taki sposób się nie sprawdza. Zawsze ktoś będzie cierpiał. Czy jest zatem jakiś złoty środek? Czy jest sposób na to, aby nie popaść w depresję jak bohater „podróży konika morskiego”?
Książkę Šabacha przeczytałam z wielką przyjemnością. Specyficzny język autora, ubrany w lekko kpiący uśmieszek i naturalną prostotę ogromnie przypadł mi do gustu. Opisy codziennych wędrówek z synem, zabawa w parku, którą autor nazywa pracą Pepina (faktycznie, kopanie dołków i budowanie zamków w pasku to wyczerpujące zajęcie), jego pełne zaangażowania odczytywanie wróżby z porannej kupy (trzy rózgi Świętopełka, znak zapytania, kawałek przeżutego betelu, czy co?) są niewątpliwie zabawne. Zmysł celnej obserwacji bije z każdej strony tej krótkiej, zgrabnej książeczki. Zagubiony tatuś, który uczy się swojej nowej roli jest podobny do Pepina, który po raz pierwszy przygląda się zjawiskom tego świata. Uczy się stawiać pierwsze kroki. Początkowo niezdarnie z licznymi upadkami, potem coraz lepiej i szybciej. Wszystkiego dotyka, smakuje i początkowo go to cieszy. Potem jednak wkrada się monotonia, lekkie rozczarowanie i szczery uśmiech dziecka blednie.
Zabawna, mądra, wzruszająca i jednocześnie smutna książka, która pobudza szare komórki do myślenia. Drażni i fascynuje. Stawia pytania i nie daje jednoznacznych odpowiedzi.
Konik morski to jedyny przedstawiciel fauny, u którego samiec, nie samica, wydaje na świat młode.
A to jest rok przedziwnej podróży konika morskiego, który nie wie, gdzie i kiedy złapią go bóle porodowe, który śmieje się, choć nie za bardzo wie z czego i daje się unosić falom długiego i szerokiego świata, płynąc na swoim wyobrażeniu o wolności. Z głową pełną niewiedzy, od stanu upragnionej pustki aż do jednej jedynej pewności (…)
- W ogóle nie jest źle.
Na razie, dzienniczku.*
Polecam gorąco!
*Petr Šabach, Podróże konika morskiego, Wrocław 2012, s. 153-154.