„Są dwie tragedie w życiu. Jedna to stracić coś, co się kocha.
Druga to odzyskać coś, co się kocha.”
George Bernard Shaw
Mogłoby się wydawać, że do Rosewood oraz życia Arii, Spencer, Emily i Hanny wreszcie powrócił spokój. Podejrzany o zamordowanie Ali siedzi w areszcie, więc dziewczyny mogą odetchnąć z ulgą. Ale czy na pewno? Przekonanie to zmienia mama Ali, która na konferencji prasowej ogłasza nowinę, która wywróci życie wszystkich do góry nogami. Okazuje się, że rodzina DiLaurentisów ma więcej mrocznych sekretów, niż mogłoby się wszystkim wydawać.
Osiem tomów za nami, a emocje ciągle te same. Przez osiem tomów autorka krąży wokół jednej sprawy, a ja nadal nie czuję się znudzona. I nadal nie potrafię się oderwać od lektury, dopóki nie dotrę do ostatniej strony. I przypuszczam, że każdy fan PLL odczuje to samo, szczególnie po rewelacjach, które ogłosi mama Ali.
Na scenie pojawia się też nowa bohaterka – Courtney. I to ona będzie przyczyną całego zamieszania. Jej pojawienie się uświadomi dziewczynom, że mimo całego buntu przeciw temu, jak traktowała je Ali – wystarczy ktoś podobny do nieżyjącej przyjaciółki, żeby znowu stały się po prostu marionetkami w czyjejś grze.
Najłatwiej idzie z Emily, która nadal nie potrafi pogodzić się z odejściem Ali, więc gdy tylko pojawia się Courtney, Em od razu odczuwa motylki w brzuchu.
Spencer też daje się łatwo przekonać, jej mama po ostatnich rewelacjach powoli wpada w depresję, snując się bez celu po domu. Melissa obwinia o wszystko Spencer. Dlatego tak łatwo daje się uwieść słowom nowej przyjaciółki i znowu staje się pionkiem w grze.
Hanna niezmiennie niczego się nie nauczyła i nadal mnie tym strasznie irytuje. Ciągle liczy się dla niej tylko pozycja najpopularniejszej dziewczyny w szkole, nie ważne, że może przez to stracić ludzi, którym na niej zależy i którzy byli przy niej w ciężkich chwilach. Ważne, żeby wygrać z przyrodnią siostrą. Niestety, wydaje się, że Kate wychodzi na prowadzenie, dlatego kiedy Courtney oferuje swą pomoc w pogrążeniu rywalki, Hanna nie waha się długo.
Najtrudniej idzie z Arią, nie ważne czy wierzy w bajeczkę Courtney, czy nie, i tak nie zamierza puścić w niepamięć przeszłości. I miałam nadzieję, że pozostanie tak do końca, niestety, po jakimś czasie i ona się złamała.
Ale rozumiem, że było to konieczne, żeby pod koniec zebrać wszystkie dziewczyny w jednym miejscu. I o ile od jakiegoś czasu brakowało mi wiadomości od A. i tego dreszczyku im towarzyszącego, to zakończenie w pełni mi ten brak wynagrodziło. I wreszcie dostaliśmy odpowiedzi, na wszystkie dręczące nas od początku historii pytania. Czym więc zaskoczy nas autorka w kolejnych tomach? Cóż, jestem pewna, że mimo wszystko, będzie się działo.
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/