Przedstawiam wam debiut Libby Bray, pierwszą część trylogii pt. “Magiczny Krąg”. Książka została entuzjastycznie przyjęta przez krytyków jak i czytelników.
Autorka przedstawia swą powieść jako gotycką. No cóż, polemizowałabym. Akcja dzieje się w XVIII wieku, nasza główna bohaterka – Gemma, po tajemniczej śmierci matki, rozstaje się z Indiami i powraca do rodzinnej Angli. Jej babcia posyła ją do szkoły młodych dam, która ułatwia znalezienie majętnego męża. Dziewczyna ma przed sobą wiele problemów – musi wdrążyć się w szkolne tradycje jak i towarzystwo – i co najważniejsze – odkryć swoje magiczne korzenie.
A więc rozpatrzmy co autorka miała na myśli mówiąc “książka gotycka”. No cóż.... odpowiednie czasy są, jednak musiałam sobie dość często przypominać o tym że jestem w XVIII a nie XXI wieku. Nie było wiele opisów sukni czy architektury charakterystycznych dla tych czasów. Tajemnicza atmosfera była, jednak nie było dreszczy czy zapartego tchu przy czytaniu, a tymbardziej nie czułam grozy.
Społeczność szkoły dla młodych dam w Anglii jest jednorodna, ale oczywiście, za wyjątkiem naszej bohaterki Gemmy. To bardzo schematyczne i oklepane, a mnie coraz to nowe powieści tych samych przygód nudzą. Jedyna postać jaką mogę nazwać ciekawą, oryginalną, a przede wszystkim autentyczną to Felcity, ot co! Piękna, lecz nie najpiękniejsza, lecz dzięki swej ogromnej pewności siebie i zdolności manipulacji może mieć wszystko jak i wszystkich.
Moja kompletnie subiektywna ocena: książka miała ogromny potencjał, ale wszystko zostało zaprzepaszczone przez autorkę która ewidentnie chciała pozyskać fanki mrocznej miłości na froncie człowiek-wampir. Błąd. A szkoda!
[wkrótce na blogu -
http://tomiszcze.blog.onet.pl ]