Na tą książkę trafiłam przy okazji przeglądania domowej biblioteczki. Już od dawna planowałam sięgnąć po którąś z powieści pani Steel, więc chętnie skorzystałam z okazji.
Liz i Jack wiedli życie, którego niejedno małżeństwo mogłoby im pozazdrościć. Satysfakcjonująca praca, szczęśliwa, kochająca rodzina, świetnie dogadujące się ze sobą dzieci. Po prostu sielanka. Tak to już jednak w życiu bywa, że przez pewne wydarzenia wszystko może się wywrócić do góry nogami. Tak było i w tym przypadku. Trudno się dziwić, że śmierć męża była dla Liz szokiem. Nagle została sama (nie licząc gosposi) z piątką dzieci i bez Jacka jako wspólnika w pracy. Co ją teraz czeka? Czy udźwignie to wszystko, co spadło na jej barki? Czy da radę sama poprowadzić kancelarię? Czy będzie potrafiła znów pokochać?
Rodzinie Sutherlandów może się wydawać, że śmierć Jacka to koniec świata, jednak życie toczy się dalej. Ostatecznie trzeba zacząć znów normalnie funkcjonować, choć nikt nie mówił, że będzie to łatwe. W pierwszych dniach było przy nich wielu ludzi gotowych do pomocy, jednak w końcu rodzina została sama. Liz musiała znów wrócić do pracy, dzieci do szkoły. Nie byli już tacy sami jak wcześniej, rodzeństwo w krótkim czasie znacznie wydoroślało, a więź między nimi jeszcze bardziej się zacieśniła. Jak od teraz będzie wyglądać ich życie? Czy uda im się jeszcze czerpać radość z życia? Czy pozwolą komuś jeszcze pojawić się w ich życiu?
Akcja ma swoje własne tempo - raz przyspiesza, raz zwalnia. Ważną rolę odgrywają tu przemyślenia Liz, których jest niemało, w końcu musi wiele zmienić w swoim życiu. Dzięki narracji trzecioosobowej znamy nie tylko jej uczucia, ale i wszystkich bohaterów. Liz imponuje swoją determinacją, najstarszy syn Peter dojrzałością, a mały Jamie urzeka swoją prostolinijnością. Śledzimy zmagania rodziny z tragedią i powrotem do swoich codziennych zajęć, dowiadujemy się jak reagują na wyrazy współczucia ze strony innych ludzi. Choć jest to smutny temat, nie brakuje i optymizmu, który w życiu jest niezbędny. Pomimo problemów mają i swoje dobre chwile.
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Danielle Steel. Jej styl pisania przypadł mi do gustu. Były chwile wzruszenia, chwile radości, a choć wiedziałam, że Jack zginie, wciąż miałam irracjonalną nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie. Gdy sięgnęłam po tą książkę nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, pomimo popularności jej autorki. Okazało się, że spodobała mi się bardziej, niż początkowo zakładałam i chętnie sięgnę po kolejne dzieła pani Steel.
recenzja z mojego bloga:
krople-szczescia.blogspot.com/2013/01/d-steel-dom-przy-hope-street.html