Stephanie Plum znów wkracza do akcji. Chyba nie ma już sensu wspominać, że to miała być prosta sprawa? Przecież wiadomo, że wszystko, czego dotknie Steph przestaje być proste.
Zaginął wujek Fred. Ciotka Mabel prosi Steph o pomoc w odnalezieniu go. Oczywiście przy szczęściu naszej łowczyni nagród nie mogło się okazać, że po prostu staruszek się gdzieś zabłąkał. To nie może być takie proste. Steph co prawda nie znajduje wujka Freda, trafia za to na zwłoki w worku. A to dopiero początek.
Złe wiadomości mają ciąg dalszy, kuzyn Vinnie nie ma żadnych NS-ów do złapania, a ostatni, którego po ciężkiej przeprawie zgarnęła Steph zamieszkuje na jej kanapie. Kasa się kończy, a wydatki rosną. Dlatego Stephanie szuka innych sposobów na zarobienie pieniędzy. Na ratunek przychodzi Komandos, który zatrudnia ją do pomocy przy swoich jakże rozległych interesach. A, no i daje jej w prezencie samochód. Co okaże się mało rozsądnym posunięciem, bo przecież wiemy jak kończą samochody Steph. Nie bez powodu została nazwana przez media bombową łowczynią nagród. Do listy zmartwień można dodać jeszcze Benita Ramireza, który wyszedł z więzienia i bardzo chce doprowadzić do spotkania Stephanie z Jezusem.
Jak zwykle – będzie się działo!
Pani Evanovich zdążyła już nas przyzwyczaić do tego, że w jej książkach nie ma miejsca na nudę. I w części piątej nie ma zamiaru nic zmieniać w tej kwestii. I to już nie są żarty, Steph sama wyjęła broń ze słoika na ciastka. I nawet ją nabiła! Sprawy przybrały poważny obrót i za dużo osób chciałoby ją wysadzić w powietrze. Dosłownie i w przenośni.
Jak zawsze możemy też liczyć na Lulę i babcię Mazurową. Obie nadal bardzo wczuwają się w rolę łowców nagród. Babcia może aż za bardzo, to, że zapoznaje się z działaniem paralizatora to jeszcze nic. Wywołanie alarmu w domu pogrzebowym tylko po to, żeby zrobić zdjęcie nieboszczykowi, to dopiero poświęcenie dla sprawy
Te dwie nie raz i nie dwa zafundują wam poważny atak śmiechu.
Dużo dzieje się też w życiu prywatnym Stephanie. Ten tom skupia się też bardziej na wątku ona jedna i ich dwóch. Z jednej strony zabójczo przystojny, o niezaprzeczalnym uroku Morelli. Z drugiej niebezpieczny i tajemniczy Komandos, który sypie nowymi samochodami jak z rękawa. Biedna Stephanie jest wewnętrznie rozdarta między tą dwójką, a nie ma też za bardzo czasu zastanowić się nad tym i podjąć jakiejś decyzji. Może dlatego, że ciągle ktoś próbuje ją zabić?
Nie ma chyba drugiej takiej serii, która dostarczałaby rozrywkę w tak czystej postaci. Czy to za pomocą genialnych, realistycznych dialogów, czy niewiarygodnej, ale jednak bardzo przemyślanej i spójnej fabuły. Jedyni w swoim rodzaju bohaterowie też przyciągają do tej serii jak magnes. W końcu jak można nie czekać z utęsknieniem na kolejne wybryki babci Mazurowej? Byłam zachwycona od samego początku, jestem nadal i mam nadzieję, że będę do końca serii. A ten na szczęście nie nastąpi prędko. Polecam książki o Stephanie każdemu, dosłownie. Bo po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że ktoś mógłby nie pokochać ich od pierwszych rozdziałów pierwszego tomu.
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/