Kto zna mnie choć trochę, ten wie, że fantastyka nie jest moją ulubioną dzieciną literatury. Jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do wyimaginowanego świata, w którym nie mogę się odnaleźć i który nijak ma się do rzeczywistości. Ekranizację „Władcy Pierścieni” oglądałam i zrobiła na mnie spore wrażenie. Mimo tego nie kusiło mnie aby sięgnąć po książki. Do przeczytania „Hobbita” namówił mnie mąż, który jest fanem twórczości Tolkiena. Na szczęście go posłuchałam i dałam się porwać historii małego hobbita i jego kompanów.
Bilbo Baggins nawet nie przypuszczał, że pojawienie się czarodzieja Gandalfa zwiastuje tak wielkie zmiany w jego życiu. Od tej chwili nic już nie będzie takie samo, a losy małego hobbita będą się dzielić na przed i po tamtym wydarzeniu. Gandalf wspomniał też o niebezpiecznej wyprawie, w której on – mały hobbit ma wziąć udział. Jednak Bilbo – domator, miłośnik wygód i dobrego jedzenia, szybko o wszystkim zapomniał. Jakież było więc jego zdziwienie, kiedy następnego dnia w jego skromnej norce zjawiło się dwunastu krasnoludów gotowych do podróży. Celem była Samotna Góra, w której wnętrzach groźny Smaug strzeże skarbu zgrabionego przed wiekami krasnoludom. Pomysł jest tak szalony, że Bilbo ani myśli na niego przystać. Jednak przeznaczenie jest silniejsze…
Niespodziewanie powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Z prawdziwą przyjemnością czytałam historię wielkiej wyprawy zastanawiając się, co też jeszcze może się wydarzyć i czym Autor może mnie jeszcze zaskoczyć. A pomysłowości mu nie brakuje. Powieść powstała dla synów Tolkiena i pierwotna jej wersja odbiegała od tej, którą znamy dzisiaj. Z czasem Autor dopasował treść „Hobbita” do powstałej później trylogii „Władca pierścieni”. Efektem niezwykłej wyobraźni Autora jest perfekcyjnie stworzony i dopracowany w każdym szczególe świat pełen magicznych stworzeń i miejsc. Wyobraźnia Autora budzi podziw i zachwyt. Plastyczny język, łatwość przekazu i wciągająca fabuła sprawiły, że miałam wrażenie, jakbym była w samym środku akcji. Lekkie rozczarowanie poczułam jedynie w kulminacyjnym momencie. Autor dotychczas świetnie budował napięcie, podsycając zainteresowanie czytelnika coraz to wymyślniejszymi przygodami bohaterów, a w najbardziej oczekiwanym wątku emocji mi zabrakło.
Niedawno oglądałam ekranizację powieści. Rozmach filmu robi wrażenie. Wspaniałe krajobrazy, świetna gra i efekty specjalne to z pewnością jego podstawowe zalety. Czasem jednak w oczy kłuje sztuczne przedłużanie fabuły, przeciąganie scen, dodawanie wątków, których w powieści nie było. To z kolei wpływa na spadek napięcia i w efekcie gorszy odbiór całości. Mimo tego polecam, a powieść to już po prostu lektura obowiązkowa.
Z całą pewnością po przeczytaniu „Hobbita” nie stanę się fanką literatury fantastycznej, ale cieszę się, że dałam się na tę książkę namówić. To było ciekawe doświadczenie.
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/