Skoro tak wam po zachwalałam już trzy poprzednie części z serii o Martusi, to nie widzę przeszkód by nie napisać o kolejnej. Nawet sądzę, że powinnam, bo jest równie fajna jak poprzednie i z całą pewnością zasługuje na to by ją także docenić
Nie może czuć się pominięta, prawda?
Ok, a tak poważnie, to naprawdę chciałabym aby wszyscy wiedzieli, że w tej serii jest także i ta część. I cały czas mam ogromną nadzieję, że na tych czterech się nie skończy, bo i ja i moje dziecko z przyjemnością poznamy jej kolejne przygody.
Tym razem nasza Martusia jest bardzo zła, bo zamykają sztuczne lodowisko, na którym zamierzała wraz z koleżanką trenować do zawodów. Dziewczynka pragnie być mistrzynią olimpijska, ale by tego dokonać bez treningów się nie obejdzie. No tak... tylko jak tego dokonać? Rodzice dziewczynki znają już sposób by poprawić humor córeczce. Przyśpieszają o dwa dni jej urodziny, by podarować Martusi... rolki! Oj, cóż to za niespodzianka! Wielki uśmiech na buzi naszej małej bohaterki mówi wszystko...
Oczywiście w tej książeczce także nie zabraknie kolejnych dwóch opowiadań. W następnej możemy przeczytać jak nasza bohaterka przezywa swoją pierwszą miłość. Jej wybrankiem jest nowy uczeń w szkole. Ma na imię Dawid i pracuje w cyrku! Dla kilkuletniej dziewczynki to ucieleśnienie ideału. Martusia jest pod jego ogromnym wrażeniem i chciałaby spędzać z nim każdą wolną chwilę. Co jednak z tego wyniknie dowiedzcie się sami
Natomiast trzecia historia opowiada o wizycie dziewczynki w teatrzyku. Zdradzę Wam jedynie sekret, że będziecie mieli okazje pośmiać się troszkę z małego głupiutkiego Gufiego. Ale dlaczego, to już nie powiem!
I cóż ja mogę Wam jeszcze napisać? Seria z Martusią w roli głównej bardzo nam się podobają. Zarówno przygody tej niezwykle mądrej, pomysłowej i sympatycznej dziewczynki jak i samo wydanie tych książeczkę zachwyca i sprawia, że każde dziecko chciałoby je mieć w swojej biblioteczce. Przepiękne ilustracje, które zachwalam Wam za każdym razem zdobią lekturę i wierzcie mi, że trudno się od nich oderwać. Ja nie tylko podziwiam, ale także strasznie zazdroszczę autorowi tych obrazków talentu. Chciałabym rysować tak jak on.
Przy tych książeczkach nie sposób się nudzić. Krótkie i jednocześnie bardzo ciekawe opowiadania zainteresują każdego brzdąca bez względu na wiek i porę dnia. Książeczki te nadają się nie tylko do czytania przed snem, ale także jako uroczy "przerywnik" w zabawie. Moje dziecko bardzo polubiło Martusię i muszę przyznać, że często wracamy do tych książeczek. Jeśli więc jeszcze nie wybraliście odpowiedniej lektury dla swojego dziecka, to szepnijcie Mikołajowi o tej serii. Jestem pewna, że nie będziecie żałować.
Recenzja z bloga:
http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/2012/12/mrtu...