Kiedy zaczynałam czytać tę książkę, od razu przypomniało mi się moje dzieciństwo u babci, na wsi. Beztroskie, ciepłe, wesołe dni, gdy nie można się było nudzić, a czas pędził jak szalony, człowiek był wtedy taki szczęśliwy, choć nie do końca zdawał sobie z tego sprawę i to rozumiał, ponieważ był jeszcze dzieckiem. Dopiero teraz po latach wiem, jakie cudowne było moje dzieciństwo, łąki, lasy, kwiaty, ptaki... z dala od komputerów, telewizji, narkotyków, wszystkiego tego, czym teraz zajmują się dzieci i co je bawi, ciekawi.
Co prawda jest to trzecia część wspomnień autora, ale ja zaczęłam właśnie od tej i rozumiałam doskonale co się dzieje, o co w niej chodzi. Na pewno w jakiś sposób łączy się z pierwszą i drugą częścią, ale równie dobrze można zacząć czytanie od "Czasu tajemnic".
Na początku poznajemy Marcela i jego przyjaciela Lili, których życie różni się od siebie, ale nie przeszkadza to im we wspólnej zabawie, w zastawianiu pułapek na przykład. Niestety jest lato i Lili musi pomóc tacie, nie ma więc tym samym zbyt wiele czasu dla kolegi. Marcel próbuje pomóc Lili w wypełnianiu jego obowiązków, ale po krótkim czasie chyba zaczyna go to nudzić. Pewnego dnia zbiera dla swojej mamy tymianek i wtedy zupełnie przypadkiem poznaje dziewczynkę inną niż wszystkie, z jakimi wcześniej miał styczność. Ma na imię Izabella i robi na chłopcu niesamowite wrażenie.
Książka napisana jest w niebywale zabawny, ciekawy sposób, a przygody, z jakimi ma do czynienia Marcel są barwne, pełne niespodziewanych sytuacji. Polecam zarówno dzieciom, jak i dorosłym. A tak przy okazji wiecie co to są "jabłka miłości"? Wiele interesujących rzeczy dowiedziałam się dzięki tej lekturze, po raz kolejny mogę więc napisać, że książka uczy, a nie gryzie!