"Czym jest szczęście? Czy to stan, który trwa, dopóki coś go nie zmąci? Czy tylko chwila odczuwana jako błogostan lub podniecenie zbyt ulotne, by trwało dłużej niż żywot motyla?"
Takimi słowami zaczyna się druga część "Alei bzów", o której pisałam tutaj:
http://asymaka.blog.interia.pl/?id=2409524 . Od razu miałam zamiar zapomnieć się w kontynuacji, ale niestety nie zawsze mogę robić to, na co mam akurat ochotę. Myślałam, że w tej części będzie sielanka, spokój, przewidywalność i nuda. A jednak było inaczej, calutki czas coś się działo, bynajmniej nie było tak szczęśliwie i beztrosko, jak by być mogło.
Książka ma ciekawą fabułę, porusza trudne i aktualne tematy, napisana jest w ciepłym, klimatycznym stylu, nastroju, a wszędzie czuć cudowny zapach bzu... Chociaż za oknem mam śnieg, oddycham tym pięknym aromatem kwiecia i myślę o wiośnie...
Zakończenie tej historii jest nie mniej zaskakujące, jak wszystkie poszczególne sytuacje w niej opisane, ciekawe, dające do myślenia, oryginalne. Książka bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo do mnie przemawia, taka opowieść na pocieszenie, na miłe spędzenie wieczoru, choć nie ukrywam, że niejednokrotnie wzruszyłam się, jak też byłam okropnie wściekła momentami.
Recenzja pochodzi z mojego bloga asymaka.blog.interia.pl