Kilka lat temu zaczytywałam się w książkach przygodowo-sensacyjnych, bardzo lubiłam szczególnie książki Wilbura Smitha. Dzisiaj już czytam takich książek zdecydowanie mniej (chociaż jak na przykład będę miała okazję dostać w swe ręcę którąś z nieczytanych jeszcze książek wyżej wymienionego autora, to biorę od ręki
), ale od czasu do czasu się oddaję różnorakim niesamowitym przygodom
“Wirus Judasza” to jedna z lepszych książek przygodowo-sensacyjnych, jakie czytałam, przynajmniej w ciągu ostatniego roku. Nie jest ona podobna do książek Smitha, to inna półka w tej kategorii. Tutaj udajemy się śladami tajemniczej epidemii, która wybuchła na Wyspach Bożego Narodzenia oraz jednocześnie śledzimy tajemnicę pisma anielskiego oraz losy wyprawy Marco Polo.
Całe szczęście, że już od dawna kumulacja niewiarygodnych rzeczy w książkach mnie nie odstrasza od czytania
Tutaj mamy ich sporo – świecące żarłoczne ośmiornice, cyjanobakterie przemieniające ludzi w szalonych kanibali, latająco-pływające urządzenia transportowe, różnorakie mutacje, niesamowite technologie, a przede wszystkim amerykańskich superbohaterów
I co z tego? Książki tego typu – moim zdaniem – mają zapewnić głównie dobrą rozrywkę, a z tego “Wirus Judasza” wywiązał się znakomicie! Marek Lis, w swojej opinii umieszczonej na stronie książki na portalu Merlin.pl napisał “Czytając ją mam wrażenie, że oglądam film, a nie czytam książkę.” – nie dość, że zgodzę się z tym w zupełności, to jeszcze dodam, że miało się wrażenie, że to niesamowicie wciągający film
Mimo moich wielu zajęć i niezbyt wielkiej ilości czasu na czytanie ta książka tak mnie wciągnęła, że przeczytałam prawie 500 stron w cztery dni! Nie mogłam się oderwać i w każdej wolnej chwili chciałam czytać dalej.
Fabuła jest bardzo ciekawa, prowadzi nas przez czasy średniowiecza i analizę zagadki historycznej, połączoną z analizą biologiczną dotyczącą wirusa, mutacji, efektów, które się mogą pojawić itd. Do tego mamy tajne służby plus organizację terrorystyczną. Dzielnych, prawych bohaterów oraz podstępnych agentów Gildii. Tak, z jednej strony całkiem oklepana historia walki dobra ze złem, ale czyż nie wszystkie historie przygodowe są w jakiś sposób na niej oparte? Plusem tutaj jest jeszcze fakt, że historia ta jest ciekawie napisana. Język jest prosty, zdania raczej krótkie i nieskomplikowane, ale tutaj akurat taki styl nie przeszkadza.
Moim zdaniem jest to pozycja, która może zapewnić chwile godziwej rozrywki. Ja z chęcią poznam inne pozycje, które wyszły spod pióra tego autora
[Recenzję umieściłam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/]