W końcu udało mi się dorwać do tej książki. I pochłonęłam ją błyskawicznie. Fakt – objętość nie jest zbyt wielka. Układ książki również sprzyja szybkiemu jej przeczytaniu. Ale przecież to niekoniecznie o czymś świadczy – bywały i książki, które miały 100 stron, a nie dałam ich rady przeczytać…
Warszawa, pewien zwykły dzień. Czwórka ludzi, Wisła, Powódź, która zalewa Powiśle odciska niezatarte piętno na ich losach. Oczyszcza? Zdecydowanie pozwala im na otwarcie oczu na pewne aspekty ich życia, o których do tej pory nie myśleli (a może raczej nie chcieli myśleć), pomaga zmienić pewne zachowania, pozbyć się balastu. Ale czy rozwiązuje wszystkie problemy? Nie sądzę, to nie Święty Mikołaj.
Mamy Besię – zabieganą gospodynię domową i matkę dwójki dziewczynek. Kiedyś była zapracowaną panią “karierowiczką”, a teraz jest… no właśnie, kim jest? Ona odczuwa swój los, jako los pusty, widzi się jako jeden z użytecznych sprzętów domowych. Ma wrażenie, że jej życie polega na uprzyjemnianiu życia innych. Zagubiła się gdzieś po drodze. A przecież “powinna” być szczęśliwa – ma przystojnego męża z dobrą pracą, dwie kochane córeczki, własne mieszkanie, sporo pieniędzy. Tak jej życie widzą wszyscy dookoła, Besia jednak nie potrafi się do końca w tym odnależć.
Jest też jej mąż – Tomek, który haruje dniami i nocami jako chirurg onkolog, ratując ludzkie życia oraz zapewniając godne życie swojej rodzinie. Przynajmniej tak to widzi. Ale o co naprawdę w jego życiu chodzi? Czego chciałaby jego żona i dzieci? Czego chciałby on? Kolejna zagubiona dusza.
Między Besią a Tomkiem staje również choroba córki. Rak w rodzinie onkologa, rak u maleńkiej dziewczynki. Chorobę udało się przezwyciężyć, jednakże wpłynęła ona mocno na życie rodziny, szczególnie na relacje między małżonkami. Decydują się oni poświęcić pewien aspekt swego życia na rzecz wyzdrowienia córeczki. Czy słusznie?
Jest też Agata, dziewczyna, która wykorzystała pierwszą okazję, by móc uciec od swojej rodziny na wsi i zacząć życie z dala od nich. Dziewczyna, która czuje, że była w swym życiu tylko użytecznym przedmiotem, gwarantującym sprawne funkcjonowanie wieloosobowej rodziny – przynieś, posprzątaj, ugotuj, zaopiekuj się… Ma też odczucie, że nigdy w życiu nikt jej nie wysłuchał, nie otworzył się na nią i jej problemy, nie pomógł. Czy jednak ucieczka do Warszawy rozwiązała jej problemy? Żyje sama, pracuje w McDonaldzie, na siłę studiuje marketing, nie ma przyjaciół. Ma za to mroczny sekret z dzieciństwa i młodości, którym nie potrafi się jednak z nikim podzielić, a który wpływa na jej życie i relacje z innymi ludźmi.
Na drodze Agaty staje Chudy – chłopak, lekko “skrzywiony” na tle żywieniowo-higieniczno-społecznym. Nie potrafi poradzić sobie z traumą z dzieciństwa, jego aktualne relacje społeczne są znikome, ma różnorakie fobie, niezbyt jest przystosowany do funkcjonowania w społeczeństwie. Spotkanie Agaty zdecydowanie wpłynie na jego życie…
Nagle, dzięki powodzi, losy tej czwórki – w sposób mniej lub bardziej bezpośredni – przeplatają się ze sobą. A to znowu tworzy efekt kuli śnieżnej. Dodatkowo powódź powoduje spotkanie dziesiątków ludzi, którzy koczują razem na korytarzach wieżowca, przeżywają razem dwa dni w warunkach totalnie różnych od ich zwykłego życia. To wszystko ukazuje nam bardzo trafnie różnorakie wady i zalety, jakie posiadamy. Powódź – lustro, w którym możemy się przejrzeć?
Wydawało mi się, że będzie to zwykłe “czytadło”, jednakże książka ta ma w sobie coś więcej, skłania ku przemyśleniom na temat zachowań ludzkich, refleksji nad własnym życiem i nami samymi. Może nie jest to “wysoka literatura” (i dobrze! :p), a też nie głupie czytadło. Moim zdaniem ciekawa lektura, podobała mi się!