Wiara w przerażające stwory łaknące ludzkiej krwi istniała od niepamiętnych czasów. Z ust do ust przekazywano sobie opowieści, legendy, pradawne dzieje rodów przeklętych. Jedni w nie wierzyli, ci co stali twardo na ziemi przyjmowali je z przymrużeniem oka. Przecież człowiekowi oświeconemu nie wypadało wierzyć w bajeczki, którymi karmił się prosty lud. Bez względu na sytuację próbował odnaleźć wszelkie przesłanki świadczące o tym, że owe opowieści to tanie banały, którymi,co najwyżej, można straszyć dzieci, kiedy są niegrzeczne.
Właśnie przed takim problemem stawia autor swojego bohatera. Sherlock Holmes tym razem ma rozwiązać zagadkę śmierci pewnego barona. Z pozoru nic nie wskazuje na popełnienie zbrodni. Starszy pan dostał zawału serca, kiedy przechadzał się po swoim ogrodzie leżącym blisko mokradeł. Mało kto jednak w to wierzy. Z rodem Baskerville'ów wiąże się legenda, według której od przeszło dwustu lat wszystkich spadkobierców morduje dziki pies pochodzący z samego piekła. Powiecie ... naciągane. I słusznie. Mimo to Holmes podejmuje się rozwiązania sprawy. Jest ona dla niego o tyle intrygująca, ponieważ jeszcze nigdy w swojej karierze nie miał styczności z morderstwem o podobnym charakterze. Detektyw, więc traktuje ją jako kolejne wyzwania.
"Pies Baskerville'ów" w porównaniu ze "Studium w Szkarłacie", o którym pisałam jakiś czas temu jest o niebo lepszy! Wciąga czytelnika od początku do końca. Fabuła jest tak zarysowana, że nie sposób oderwać się nawet na chwilę. A nuż za kilka stron pojawią się nowe fakty i być może uda się odkryć, czy faktycznie mamy do czynienia z bestią pochodzącą z czeluści piekielnych. Narratorem jak zwykle jest doktor Watson. Spisuje fakty dotyczące śledztwa, wspomnienia związane ze sprawą. To dzięki niemu poznajemy zachodzące wydarzenia. Wbrew temu, że to Holmes jest "mózgiem akcji" to właśnie poczciwy lekarz stanowi kluczowe ogniwo łączące wszystkich bohaterów.
W porównaniu z popularnym detektywem budzi o wiele większą sympatię. Holmes sprawia wrażenie aroganta, zarozumialca, który za często używa ironii. Watson jest całkiem inny - wyczulony na piękno, lecz równie inteligenty. Miły, aczkolwiek powściągliwy w rozmowach. Widać chyba, który z nich podbił moje serce.
Nie sposób pisać mi o tej powieści nie zastawiając jej z pierwszą książką pisarza z jaką miałam styczność. Różnica między nimi jest nieporównywalna. Na samym początku w oczy rzuca się klimat przedstawianej opowieści. Mroczny, tajemniczy, złowrogi. Poprzednio mieliśmy do czynienia tylko z morderstwem. I tam było wiadomo - za zbrodnią stoi człowiek. W "Psie Baskerville'ów" nie mamy tej pewności. Oczywiście, zdrowy rozsądek podpowiada nam, że Doyle nie bawiłby się w fantastykę. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. W każdym razie atmosfera jest niepowtarzalna. Opisy złowieszczych bagien nie napawają optymizmem, grono podejrzanych rozrasta się w straszliwym tempie i nie sposób zdemaskować zabójcę.
Postaci są barwne, opisy plastyczne i żywe. Holmes jak zawsze zaskakuje. Na końcu ponownie wychodzi na jaw fakt, że już dawno odkrył kto/co jest winny/e śmierci barona. Czemu więc nie pisnął ani słówka? Otóż bez twardych dowodów nie można ukarać winnego. Szukam w pamięci jakichś wad, niestety na próżno. Wprawdzie ja czytam książki o przygodach Holmes'a w kolejności ich powstawania, ale Wam radzę wpierw sięgnąć po "Psa Baskerville'ów". Jeśli nie mieliście wcześniej styczności z tym detektywem będzie to najwłaściwszy wybór. Gwarantuje on olbrzymią dawkę emocji, w której zdecydowanie dominuje strach ...
http://esencjaliteratury.blogspot.com/search/label/Sir%20Art...