Amore i amaretti

Recenzja książki Amore i amaretti
Książek o Toskanii na rynku wydawniczym było już wiele. Biorąc do ręki Amore i amaretti. Opowieści o miłości i jedzeniu w Toskanii, zastanawiałam się czy w tym temacie można napisać jeszcze coś odkrywczego, nowego. Na swoim koncie mam lekturę Pod słońcem Toskanii Frances Mayes oraz porzuconą przeze mnie gdzieś w połowie Tysiąc dni w Toskanii Marleny de Blasi. O ile ta pierwsza książka była dla mnie przyjemną rozrywką, o tyle druga ciągnęła się niezmiernie i w końcu musiałam oddać ją do biblioteki. Miałam nadzieję, że Amore i amaretti nie pozwoli mi zasnąć podczas lektury. No cóż zasnąć nie zasnęłam, ale jestem daleka od zachwytów.
Victoria po raz pierwszy przyjeżdża do Włoch na kurs gotowania w 1982. Zaraz na początku poznaje uwodzicielskiego Gianfranca i zakochuje się w nim na zabój. Po krótkim czasie rzuca kurs i zostaje asystentką kucharza w jednej z toskańskich restauracji. Victoria pod okiem profesjonalistów nabiera ogłady i doświadczenia. Niestety życie z chimerycznym mężczyzną nie jest łatwe, szczególnie, kiedy trzeba się z nim codziennie stykać w pracy. Mimo, iż dziewczyna spodziewała się rychłego końca, to jeszcze przez długi czas po rozstaniu z Gianfranciem nie może dojść do siebie. A potem pociesza się w ramionach Ignazia, Alvara i jeszcze innych, nic nieznaczących kochanków. Zrozpaczona swą beznadziejnością wraca kilka razy do Australii, by po latach znów wsiąść do pociągu wiozącego ją z Rzymu do Florencji. Dlaczego piszę to takim beznamiętnym tonem? Ponieważ prawie przez całą książkę nie uświadczyłam cieplejszych uczuć. Miejscami odnosiłam wrażenie, że czytam jakieś urzędnicze sprawozdanie. Chaos, ogrom informacji, o których autorka jedynie wspomina, by za chwilę zmienić temat i powrócić do wątku dopiero za jakiś czas. Wszystko to sprawia, że łatwo się pogubić i zniechęcić. Mnie osobiście zdarzało się kilka razy odkładać lekturę. Nie wiem, może nie powinnam się tak nastawiać, ale liczyłam, że autorka porwie mnie w najpiękniejsze zakątki Toskanii i z żarliwością zakochanej kobiety oprowadzi po nich, nakarmi bufala mozzarella i napoi boskim Chianti. Oczywiście liczyłam też na wspaniałą, gorącą miłość z jakimś przystojnym Włochem. Jak by się uprzeć, to można w powieści odnaleźć te wszystkie wątki, jednak są potraktowane bardzo po macoszemu. Jedynie do kulinariów nie mogę się doczepić. Victoria przez wszystkie lata spędzone we Włoszech pracowała w kuchni, a tam wiadomo, dzieje się najwięcej. Bogactwo smaków i zapachów było tak namacalne, że czasami aż burczało mi w brzuchu. Widać, że gotowanie, to prawdziwa pasja autorki, bo tylko tu można doszukać się radości, smaku, a czasem wręcz ekstazy. Cała powieść okraszona jest smakowitymi przepisami, z których kilka na pewno można wykonać w polskich warunkach. Pieczona cykoria, zabaglione, słodki chlebek z winogronami czy tarta babci. Muszę przyznać, że dowiedziałam się też kilku interesujących rzeczy na temat serów, grzybów i mięs. Bardzo żałuję, że tylko ten wątek został przez autorkę należycie rozwinięty. O związkach z mężczyznami jej życia wiemy bardzo niewiele i może bym się tego nie uczepiła, jednak podtytuł opowieści O miłości i jedzeniu w Toskanii do czegoś zobowiązuje.
To nie jest tak, że Amore i amaretti jest kiepską książką. Jak już wspomniałam, jej kulinarne atuty są niezaprzeczalne, podobało mi się też użycie przed każdym rozdziałem, tradycyjnych włoskich powiedzonek, aforyzmów i przysłów, które autorka dopasowała idealnie do treści. Minusem jest dla mnie zbyt płytkie potraktowanie wątków miłosnych i tych związanych z samą Toskanią. Nie zapałałam sympatią do postaci Victorii, która miałam wrażenie, że kręciła się ciągle w kółko. Nie wykorzystała należycie możliwości, które los rzucał jej pod nogi, a jej brak wytrwałości i ciągły marazm życiowy, doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Odniosłam wrażenie, że bohaterka sama nie wie, czego chce od życia i oczekuje, że to ono samo sprowadzi ją na właściwą drogę. Nie potrafiła zagrzać miejsca ani w Toskanii, ani w Australii, nie potrafiła się cieszyć, albo nie potrafiła o tym mówić.
Czy polecam wam tę książkę? Miłośnikom włoskiej kuchni z całą pewnością tak, natomiast jeśli, ktoś liczy na gorącą powieść z jedzonkiem w tle, może poczuć się nieco zawiedziony.
Duży plus dla wydawnictwa za piękną okładkę pełną kwiatów i aromatycznych ziół.
0 0
Dodał:
Dodano: 22 XI 2012 (ponad 12 lat temu)
Komentarzy: 0
Odsłon: 195
[dodaj komentarz]

Komentarze do recenzji

Do tej recenzji nie dodano jeszcze ani jednego komentarza.

Autor recenzji

Imię: Marta
Wiek: 42 lat
Z nami od: 16 VI 2012

Recenzowana książka

Amore i amaretti



Toskania to kraina czarów. Chodzi o czar powabnego krajobrazu, szacownych zabytków i pełnych temperamentu ludzi. Cywilizacja rozwija się tu od czasów antycznych, ale najwspanialsze zabytki Florencji, Sieny czy Pizy pochodzą z czasów Renesansu. Mimo tylu lat intensywnego rozwoju człowiek nie zepsuł cudownego, naturalnego pejzażu tej ziemi, pełnego malowniczych pagórków. Wzbogacił go tylko o doskona...

Ocena czytelników: 3 (głosów: 1)
Autor recenzji ocenił książkę na: 3.0