"Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie mogę umyć rąk, jak Piłat, ponieważ fakt, że byłem tylko posłusznym narzędziem, jest obecnie bez znaczenia... natomiast nie ma krwi na moich rękach, ale jestem z pewnością podejrzany o współudział w morderstwach... niemniej (jest to możliwe), jestem osobiście gotowy zadośćuczynić tym okropnym zbrodniom i wiem, że mogę zostać skazany na karę śmierci. Nie pytam o łaskę, bo mi ona nie przysługuje. Tak naprawdę, moja śmierć mogłaby być wielkim aktem rekompensaty i byłbym gotów nawet powiesić się publicznie, by stać się przestrogą dla wszystkich antysemitów na świecie"
Ostatnio pisałam na blogu o wstrząsającej książce poświęconej jednej z najokrutniejszej kobiet w dziejach historii - Irmy Greese. Adolf Eichmann także bardzo haniebnie zapisał się na kartach historii II Wojny Światowej. Zazwyczaj, kiedy czytam biografię nazistów lub zbrodniarzy, dużą uwagę zwracam na okres dzieciństwa. Często bywa tak, że najmłodsze lata dziecka, środowisko i relacje w rodzinie mają bezpośredni wpływ na rozwój przyszłego mordercy.
Jednak ta reguła nie sprawdza się w przypadku Adolfa Eichmanna. Urodził się w bardzo szczęśliwej i kochającej się rodzinie, w której temat polityki był wiecznym tabu. Rodzice nie chcieli poruszać tak trudnym tematów w obecności swoich dzieci, aby uchronić je przed okrutną rzeczywistością i umożliwić im przeżycie szczęśliwego dzieciństwa. Po śmierci matki, ojciec chłopca poślubił drugą kobietę. Co ciekawe, macocha Adolfa była znana ze swej religijności wręcz obsesji na punkcie Biblii i kościoła. Biograf przytacza nam fakty o tym jak głęboki uraz na chłopcu wywarło przymuszanie go do wiary. W szkole był zwykłym, lubianym chłopcem, skłonnych do psot i figli. Młody Adolf miał wielu przyjaciół, w tym Żydów.
Punktem zwrotnym w jego życiu było przystąpienie do Wandervogel - austriackiego skautingu. To właśnie wtedy do głowy została mu wpojona nienawiść do Żydów. Fascynacja nazizmem rosła z roku na rok i nabierała rozpędu po to, aby stać się jednym z najokrutniejszych ludobójcą o skłonnością do przesadnego pedantyzmu.
Przyznaje, że nie jestem wielbicielką książek historycznych. W szkole lekcje historii były dla mnie żmudną i monotonną przeprawą, która była zwyczajnym obowiązkiem i udręką. Lecz biografie postaci historycznych to zupełnie coś innego. Przyznam szczerze, że czytam je głównie dlatego, ponieważ interesuje mnie rys psychologiczny danej postaci. Jest to dla mnie z jednej strony fascynujące, a z drugiej przerażające w jaki sposób najbardziej demoniczne i chore żądze dochodzą do głosu i dają swój upust w realizacji swoich najskrytszych i najohydniejszych planów. Polecam Wam nie tylko jako lekturę historyczną.