“Melancholia Sukuba” to pierwszy tom cyklu o Georginy Kincaid w którym jestem zdecydowanie i bezkompromisowo zakochana.
Świat to nie tylko ludzie. Są też wampiry, anioły, demony, gobliny czy ... sukuby. Te ostatnie muszą być pozbawione uczuć wyższych w stosunku do ludzi. Niestety, Georgina, sukub z Seattle jest zbytnio ludzka. Chciałaby się zakochać w czlowieku, lecz jeśli to zrobi... zabije go. A może da radę? Przekonajcie się sami :]
Była to moja pierwsza książka Richelle Mead. Przyznam, że od razu się w niej zawirowałam. Wartka akcja, świetne dialogi, spory wątek miłosny. Po prostu cud, miód i ambrozja. Postacie są wykreowane w podobny sposób. Można je podzielić na dwie części: piękni i cyniczni oraz na ładnych i nieśmiałych. Do pierwszej kategorii zdecydowanie należy nasz główna bohaterka – Georgina i jej grupka nieśmiertelnych przyjaciół. Jest seksowna, oryginalna, inteligentna i pełna cynicznych niekiedy autoironicznych uwag. Do drugiej kategorii, natomiast należy m.in. Seath. Śmiały tylko na papierze, uroczy, ładny, ale bez szału. Można rzec przeciętniak.
Występuje narracja pierwoszoosobowa, która w tej książce [jak w większości] idealnie pasuje. Możemy wejść do umysłu Georginy i nieco w nim pobuszować. Sam język nie jest wymuskany, co w tym przypadku uważam za plus. W belatrystyce nie musi być wszystko pod kancik. I tak zamiast “chłopiec” mamy “chłopak”, a zamiast “ups”... nieco mniejszy eufemizm.
Książkę zalicza się do gatunku paranormalnych komedii romantycznych, choć w tej powieści dodałabym, iż jest z wątkiem kryminalnym. Wolumin jest pełen pozytywnych uczuć – bynajmniej moich. Jestem jednak przekonana, że jeśli sięgniecie po tę książkę, nie pożałujecie!
[wkrótce na blogu :] -
http://tomiszcze.blog.onet.pl ]