„- W malowaniu nie tylko biegłość techniczna się liczy. (…) Ważna jest także myśl, spostrzeżenie, umiejętność patrzenia i przetwarzanie obrazów w nasze osobiste, jedyne i niepowtarzalne spojrzenie, które czyni z rzemieślnika artystę. Z tym się nie rodzisz, to umiejętność analizy, która przychodzi z wiekiem, z dojrzałością, mądrością życiową.”*
Jesteś kobietą, która ma swoje zdanie choć nie powinna go mieć. Kochasz, choć tego też nie powinnaś czynić. Nie w czasie gdy to mężczyźni byli panami i władcami, a ty powinnaś być gdzieś w cieniu, służyć jako piękny dodatek do jego otoczenia. Cicha, pokorna i oddana. Powinnaś błyszczeć by inni zazdrościli cię twojemu partnerowi. Może i jesteś szanowana i obsypywana prezentami, ale musisz być taka jak chcą inni…
Dwie kobiety, które się nie znają i nigdy nie będą mogły poznać. Bowiem jedna żyje w XXI wieku, a druga w połowie XIX. Nina Hirsch udaje się do Gutowa by zorganizować pogrzeb ciotki. Na nocleg zatrzymuje się w hotelu w Zajezierzycach, gdzie poznaje właścicielkę Igę Troszyn. Prosi ona Ninę by ta ustaliła czy portret hrabiego Tomasza Zajezierskiego, znajdującego się w holu jest autentycznym obrazem namalowanym przez Różę Wolską. Kobieta zgadza się i od teraz poszukuje wszystkich informacji jakie są tylko możliwe by poznać historię Róży. Przenosi się do dziewiętnastowiecznego Paryża i krok po kroku poznaje historię ubogiej Polki i jej matki.
Z tą autorką nie miałam jeszcze doczynienia choć od dawna planowałam poznanie jej twórczości. Stało się tak, że to dzięki tej powieści miałam możliwość poznać twórczość Gutowskiej-Adamczyk. Czy było ono udane? Z wielką radością obwieszczam, że jak najbardziej. Mimo, że początkowo ciężko szło czytanie przez bardzo szczegółowe opisy miejsc, z czasem to doceniłam. Bo gdyby nie one być może, a raczej na pewno nie potrafiłabym sobie tego wszystkiego wyobrazić.
Historia toczy się dwutorowo - poznajemy Nine ze współczesności i Różę z przeszłości. Historia tej drugiej zdecydowanie dominuje w powieści co uważam za jej wielki atut. Zdecydowanie bardziej podobały mi się losy Róży i opisy dawnego Paryża. Pani Małgorzata z niezwykłą starannością przedstawiła nam jak kiedyś było. Tak oto widzimy jak żyło się biednym w tym wielkim mieście, a jak bogatym. Od razu daje się zauważyć wszystko co ich dzieli. Kobietą z tych niższych sfer zależy tylko na tym by znaleźć sobie bogatego utrzymanka, który nie będzie szczędził na nią grosza. Do tego opisy miejsc i zdarzeń, które są piękne i szczegółowe- bez problemu łatwo sobie wyobrazić jak to wtedy było. Nie brak tu też historii Niny i opisów czasu teraźniejszego, które również ciekawią.
Niby Nina i Róża to dwie rożne kobiety, ale łączy je bardzo wiele. Obie kochają malarstwo. Żadna z nich w dzieciństwie nie zaznała matczynej miłości. Obie matki tak naprawdę to kochały je, ale na swój sposób. Chciały im ułożyć życie tak jak im się wydawało, że będzie dobrze. Próbowały je od siebie uzależnić aby tylko były razem na zawsze. Matka Niny posunęła się nawet do tego, że zniechęciła partnera córki do bycia z nią. Ich losy są naznaczone przez własne matki, które były egoistyczne i nie pozwoliły im na samodzielne życie. Działanie te spowodowało popsucie relacji między matką, a córką.
Strasznie mi się ta powieść podobała. Wywołała we mnie masę emocji, od fascynacji po wściekłość. Z zapartym tchem śledziłam losy Róży ja i Niny. Kibicowałam im, śmiałam się i płakałam z nimi. Czułam się jakbym brała w tym udział i była w tych wszystkich miejscach. Byłam wściekła na matki tych kobiet i dezorientacją patrzyłam jak świadomie mimo miłości krzywdzą swoje córki. To jest dla mnie nie pojęte. Z zainteresowaniem o tym jak się kiedyś żyło i mimo tego, że tamte czasy mnie ciekawią nie mogłabym w nich żyć, no chyba, że byłabym jak Róża i wyrażała swoje zdanie nie zwracając uwagi na to co wypada, a co nie.
„Podróż do miasta świateł. Róża z Wolskich” jest opowieścią, która wciąga od pierwszych stron, jest stworzona z najmniejszymi detalami. Pełna opisów, niespodziewanych zwrotów akcji, ciekawych bohaterów iv tej swoistej aury, która sprawia, że czytelnik pochłania w mgnieniu oka. Lekki i barwny styl pisania tylko umila czytanie. Pozostaje mi tylko polecić i czekać na „Rose de Vallenord".
*str. 362