„Miłość, szkielet i spaghetti”, najnowsza książka Marty Obuch, to jeden z tych kryminałów, który wyciśnie łzy radości i wywoła niepohamowane salwy śmiechu oraz przypływ dobrego humoru.
Absurd goni absurd, zwariowani bohaterowie pakują się w dziwaczne sytuacje, a błyskotliwe dialogi dodają smaczku i napędzają akcję jeszcze bardziej.
Podczas prac wykopaliskowych na Jasnej Górze zostaje znaleziony wiekowy szkielet z okresu średniowiecza. W klasztorze zaczynają dziać się dziwne rzeczy, głównymi podejrzanymi stają się prowadzący badania archeolodzy.
Z jasnogórskiej wieży spada mężczyzna, prawdopodobnie nieszczęśnik złamany życiem, a na terenie miasta zaczynają krążyć plotki o Włoskiej mafii i jej podejrzanej działalności.
W tym samym czasie, Dorota, młoda kobieta zmęczona mieszkaniem ze zwariowaną matką i jej równie szaloną siostrą, postanawia się usamodzielnić, znaleźć lepszą pracę i dach nad głową. Przewrotny los sprawia, że trafia do willi Włochów i wraz z kobiecą częścią swojej rodziny zostaje wciągnięta w wir przedziwnych wydarzeń, wydawało by się, wręcz nierealnych w prawdziwym życiu.
Jak przystało na dobry kryminał z lekkim zabarwieniem humorystycznym pojawia się również wątek miłosny. Perypetie zakochanych bohaterów i ich rozterki sercowe, przedstawione z przymrużeniem oka, doskonale wpasowują się w wątek sensacyjny, powodując przy tym dodatkowe zamieszanie i komiczne sytuacje.
Na uwagę zasługuje kreacja bohaterów, wszyscy, nawet ci drugoplanowi, zostali przedstawieni w niezwykle barwny sposób, obdarzeni charakterystycznymi cechami, nie trudno ich przeoczyć i nie zapamiętać. Nawet ci kreowani na złych i negatywnych swoim niekonwencjonalnym zachowaniem wzbudzają sympatię
Podczas lektury wielokrotnie nasuwało mi się porównanie do twórczości mistrzyni polskiego kryminału, Joanny Chmielewskiej. Jeśli i wy lubicie klasykę gatunku zapraszam do lektury.