Dorota Combrzyńska – Nogala znana jest już czytelnikom jako Autorka książek dla dzieci „Bezsenność Jutki” i „Piątej z kwartetu”, a także romansu „Naszyjnik z Madrytu”. Jej ostatnia powieść „Wytwórnia Wód Gazowanych” cieszyła się sporym zainteresowaniem i zyskiwała pozytywne recenzje. „Drewniak” to najmłodsze dziecko tej Autorki i jednocześnie mój pierwszy kontakt z jej twórczością. Czy udany? O tym za chwilę. Teraz krótko o samej treści książki.
Jak wiele może się zacząć od pozornie nic nie znaczącego drobiazgu. Łucja kupuje sobie ekstrawaganckie, śliwkowe buty, co daje początek gwałtownym i burzliwym zmianom w jej młodym życiu. Rzuca chłopaka, który właśnie się jej oświadczył i przeprowadza się do tytułowego drewniaka odziedziczonego po wuju, którego nigdy nie poznała. A tam życie toczy się innym rytmem. Sąsiedztwo jest równie ekstrawaganckie, jak nowe buty Łucji. Wraz z domem dziewczyna odziedziczyła Janusza Poniewieskiego, który zatrzymał się, trochę na dziko, w mieszkaniu po zmarłej matce, pozornie zajmując się likwidacją rzeczy po denatce. Janusz jest filmowcem. Przyjechał aż z Argentyny aby pielęgnować matkę w chorobie. Jednak pozory lubią mylić. Klaudia Poniewieska nie żyje już od trzech miesięcy. Dlaczego w takim razie Janusz nie wyjeżdża?
Łucja poznaje też panią Marlenkę, emerytowaną damę do towarzystwa, karlicę, która obecnie zajmuje się wróżeniem i leczeniem ciała i duszy. Niemałą rolę w nowym świecie Łucji odgrywa też pewien handlarz antyków - Władek Szuszfelak - starszy pan z dredami, od lat mieszkający w magazynie, hodujący na oknie „zioła” w drewniakach.
W powieści pojawia się też Basia, schorowana, wychudzona matka trójki dzieci, z których każde ma innego ojca.
Do tego doborowego towarzystwa dorzucić należy Balero – przyjaciela Łucji z dzieciństwa, poszukującego prawdziwej miłości dresiarza i mięśniaka o usposobieniu łagodnego baranka. Nie można też pominąć Walerego Dębowskiego, niezwykle przystojnego lalkarza i tancerza zafascynowanego Łucją.
Napięcie rośnie jeszcze bardziej, gdy w okolicy pojawia się pewien klaun… Zapewniam Was, że to dopiero początek historii.
Przyznam, że powieść bardzo mnie zaskoczyła. Z początku traktowałam ją lekko, jako miły i rozweselający środek na jesienne smuteczki. Jednak im bardziej zagłębiałam się w lekturze tej książki, tym bardziej zadziwiała mnie jej niebanalność i zupełna nieprzewidywalność. Autorka stworzyła dziwny, trochę nierealny świat, w którym osadziła akcję powieści i wypełniła go oryginalnymi postaciami o zabawnych nazwiskach, podkreślając jednocześnie ich nietypowość poprzez uwypuklenie pewnych cech fizycznych, kłócących się trochę z charakterem tych osób. Jednak pod płaszczem niezwykłości kryją się zwykli ludzie z osobistymi tragediami, własną historią i pragnieniami. Każda postać, która pojawia się w powieści jest ciekawa, skrywa jakąś tajemnicę, została przez Autorkę przemyślana i perfekcyjnie dopracowana. Klaudia Poniewieska – zmarła matka Janusza to już prawdziwy majstersztyk. Akcja powieści toczy się wartko i jest zupełnie nieprzewidywalna. Książka balansuje na granicy romansu i kryminału, co mnie zupełnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się, że taki wątek w ogóle się pojawi, a tym bardziej, że będzie tak świetnie skonstruowany.
Autorka, swoich barwnych i niebanalnych bohaterów osadziła w szarej rzeczywistości, zimowym krajobrazie i biednych, komunalnych mieszkaniach. Kontrast jest niesamowity i nie trzeba mieć wielkiej wyobraźni aby ujrzeć kolorowego klauna na białym śniegu, barwne nakrycia głowy czy oryginalne buty. Powieść dzięki temu staje się bardzo plastyczna i oddziałuje na wyobraźnię.
Zakończenie książki jest zaskakujące, tak jak i cała powieść, a jednocześnie pozostawia niedosyt, gdyż nie do końca wszystko zostaje wyjaśnione. Przyznam, że ma to też swój urok. Powieść wzbudza wiele skrajnych emocji: rozbawia, zasmuca, a czasami przeraża. Gorąco polecam. Świetna książka.
Recenzja pochodzi z mojego bloga
http://sladami-ksiazki.blogspot.com/