Po zarazie, która opanowała cały świat większość ludzi umarła. Młode dziewczynki zostały wywiezione do szkół, w których wpajano im, że mężczyźni umieją tylko manipulować i sprawiać ból. Eve jest najlepszą uczennicą. Zawsze przykładną, robiącą na każdej lekcji notatki i słuchającą się nauczycielek. Dzień przed ukończeniem szkoły widzi jak znienawidzona przez nią Arden ucieka ze szkoły. Wcześniej jednak wyznaje dziewczynie co ją czeka nazajutrz. Cały świat Eve legł w gruzach, gdy widzi na własne oczy swoją przyszłość. Siebie przywiązaną do łóżka i rodzącą dziecko za dzieckiem. Zdruzgotana Eve opuszcza mury szkoły i wyrusza w nieznane. Podczas wędrówki spotyka Arden i… Caleba. Może wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, ze Eve ścigają żołnierze króla.
„Mężczyźni manipulowali, knuli i stanowili zagrożenie. Jedynym wyjątkiem był król.”
Pomysł na książkę nie jest zły, żeby tylko autorka dodała jeszcze coś ciekawszego i bardziej emocjonującego. W niektórych momentach tylko przelatywałam wzrokiem strony bez dialogów. Po prostu mnie nudziły, nie widziałam w nich nic interesującego.
Choć zachowanie postaci było do bólu przewidywalne. Głównej bohaterce nie mam nic do zarzucenia. Nie wkurzała mnie ani trochę. Rozumiałam jej sytuacje. Przecież trudno jest zapomnieć o wszystkim czego cię uczyli przez całe życie. Eve musiała zrozumieć, że większość tego co jej mówili w szkole było kłamstwem, ale też przekonała się, że niektóre rzeczy były prawdą. I co tu począć, gdy nie możesz odróżnić kłamstwa od prawdy, a prawdziwe życie jest ci tak naprawdę nie znane? Na szczęście Eve dobrze sobie poradziła, choć miała momenty zawahań i niepewności.
"W szkole i poza nią wierzyłam, że miłość to obciążenie, które może obrócić się przeciwko mnie. Zaczęłam łkać, bo znałam już prawdę: miłość była przeciwnikiem śmierci, jedyną siłą na tyle potężną, by walczyć z jej potwornym nieuniknionym uściskiem."
Właściwie mogłabym nazwać tę książkę romansidłem. Główna bohaterka odkąd tylko poznała Caleba ciągle o nim myślała. Gdy tylko był daleko od niej ona marzyła o nim i tak dalej. Jestem romantyczną, uwielbiam filmy i książki o miłości. Zawsze, gdy czytam jakiś romans to przeżywam każde wydarzenie razem z bohaterami, a tu tak nie było. Poczułam zawód, gdy uświadomiłam sobie, że po prostu nie czułam tego klimatu.
"Przeczytałam kiedyś w jednej z książek sprzed zarazy, że miłość to towarzyszenie. Przyglądanie się czyjemuś życiu, żeby powiedzieć temu komuś: twoje istnienie warte jest tego, by na nie patrzeć."
Wydanie od razu przykuwa wzrok. Kolorystyka jest po prostu cudowna! Jak się tylko widzi tę okładkę od razu chce się brać za czytanie i niestety to mnie zmyliło.
Nie jest to książka, którą wpychałabym na siłę swojej przyjaciółce (a robię to, gdy uważam jakąś pozycje za priorytet
). Więc również Wam nie będę mówić, że jest to obowiązkowa lektura, a raczej drobny umilacz czasu dla osób, które potrzebują odskoczni od skomplikowanych i napisanych trudnym językiem książek.