Maggie Stiefvater - pisarka, artystka, muzyk - dała się poznać całemu światu jako autorka książek dla młodzieży. Ogromny sukces przyniosła jej trylogia "Shiver", która wyniosła ją na szczyty listy bestsellerów New York Times'a. Obecnie mieszka w Virginii wraz z mężem oraz dwójką dzieci. Do tej pory nie miałam okazji sięgnąć po żadną z jej książek, mimo że wielokrotnie w sieci napotykałam się na pochlebne opinie na temat polskiego wydania wspomnianej trylogii, w której skład wchodzą książki "Drżenie", "Niepokój" oraz "Ukojenie". W zamian za to w moje ręce, dzięki uprzejmości wydawnictwa Illumintaio, trafiła inna powieść rozpoczynająca cykl "Books of Faerie", a której tytuł brzmi "Lament: Intryga Królowej Elfów". Nie do końca byłam pewna, czego mogę się spodziewać po tym dziele, jednak chciałam się przekonać, czym pisarka zasłużyła sobie na takie uwielbienie wśród rzeczy czytelników. Moja poprzeczka dotycząca oczekiwań podskoczyła stanowczo do góry.
Deirdre Monaghan to przeciętna nastolatka o nieprzeciętnym talencie muzycznym. Na co dzień zamknięta w sobie, niewidzialna dla otaczających ją rówieśników, buntująca się przeciwko otaczającemu ją światowi. Jednak kiedy wychodzi na scenę, aby zagrać na swej harfie, zmienia się nie do poznania. Muzyka wypływająca spod jej palców jest w stanie zaczarować publiczność, a głos wydobywający się z jej gardła zdaje się pochodzić od samych aniołów. James to jej najbliższy, a zarazem jedyny przyjaciel, przed którym potrafi się otworzyć i szczerze porozmawiać o tym, co ją gnębi. Życie dziewczyny biegnie spokojnym rytmem do czasu, aż zaczyna zauważać w swoim otoczeniu czterolistne koniczynki. Początkowo nie zawraca sobie tym głowy, jednakże wokół niej zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Do tego w jej życiu pojawia się tajemniczy Luke Dillon, niezwykle przystojny, a zarazem mroczny młody mężczyzna. Z dnia na dzień w jej dotąd poukładaną codzienność zakradają się istoty, o których istnieniu dotąd nie miała pojęcia - nieziemsko piękne feje. Jednak okazuje się, że znane z bajek istoty nie są do końca pokojowo nastawione do ludzi i wydaje się, że Deirdre stała się ich obecnym celem. Na ich czele stoi bezwzględna Królowa Elfów, która nie spocznie, dopóki w jej ręce nie wpadnie nasza bohaterka. Czy Deirdre dowie się, jaki mroczny sekret nosi w sobie Luke? Dlaczego feje tak bardzo interesują się dziewczyną? Czego chce od niej Królowa Elfów? Czy bohaterka zdoła uchronić swoich bliskich oraz przyjaciela od niebezpieczeństwa, w którym nagle wszyscy się znaleźli?
Historię poznajemy dzięki narracji pierwszoosobowej głównej bohaterki. Skrywane sekrety, zdrada, miłość, niebezpieczeństwo, nadprzyrodzone siły oraz nieziemskie istoty, a pomiędzy nimi dwoje śmiertelników - Deirdre oraz James. Wszystko to odnajdziemy na kartach powieści pani Stiefvater. Przyznam szczerze, że bardzo spodobał mi się pomysł wciągnięcia do książki staro-irlandzkich legend dotyczących istot zwanych fejami, bądź Dobrymi Sąsiadami, czy też Pięknym Ludem. Poza tym dostarczono nam wątek miłosny rozgrywający się pomiędzy śmiertelniczką, a istotą nie do końca będącą człowiekiem. Główni bohaterowie są doskonale wykreowani i ciekawi. Pospolita dziewczyna obdarzona niezwykłym muzycznym talentem, mroczny amant skrywający w swym sercu śmiertelną tajemnicę oraz wierny przyjaciel, który staje na każde wezwanie, kiedy tylko jest potrzebny naszej bohaterce. Każde z nich jest inne, to prawdziwa mieszanka cech charakterów. Do tego dochodzi świat niewidzialny dla ludzi, zwany Faerią, pełen istot niekoniecznie posiadających dobre zamiary względem człowieka. Sama akcja toczy się miarowo, powoli odkrywając przed nami kolejne karty i skrywane tajemnice.
W zasadzie nie mam do czego się przyczepić. Historia rozgrywająca się w powieści jest ciekawa. Bohaterowie również. Język, jakim posługuje się pisarka, jest prosty, wyrazisty, zrozumiały dla każdego potencjalnego czytelnika. Nie brakuje tu akcji, ani ciekawego wątku miłosnego. Czasami jedynie nieco irytowała mnie Deirdre z tą jej łatwowiernością, wylewającą się na każdym kroku naiwnością typową dla małolat. Jednak w ostatecznym rozrachunku jest to dobra książka, która powinna spodobać się fanom gatunku. Owszem, nie jest to żadne arcydzieło, nic wybitnego, co na dłużej mogłoby zapaść w pamięci. Jednak tchnęło nieco nowością dzięki wykorzystaniu legend, przez co zasługuje na plusik w górę. Ot dobra książka, aby miło spędzić przy niej czas popijając ciepłą kawę w ulubionym fotelu. Jestem ciekawa, jak potoczą się losy bohaterów w kontynuacji pt "Ballada". Czy ktoś, tak jak ja, jest równie ciekaw?
recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/10/108-lament-...