Jonathan Langley jest człowiekiem zgorzkniałym i daleko mu do bycia sympatycznym. Rzuca nieprzyjemne komentarze na temat swoich sąsiadów, jego ton i postawa wobec pocztowego posłańca pozostawia wiele do życzenia. Ale pan Jonathan nie zawsze był taki. Dawniej był rozchwytywanym i docenianym malarzem, zarabiał krocie. Poróżniony z rodziną otoczył się wieloma przyjaciółmi, którzy mu ją zastępowali. Z nimi spędzał święta i wolne chwile. Cieszył się dostatkiem i wolnością, miał również życiowego partnera i psa. Jednak epidemia dziwnego wirusa sprawiła, że zaczął tracić bliskich - jednego po drugim. Starzeli się, umierali, odsuwali się od siebie. Langleya również dosięgnęła choroba, w wyniku której stracił wzrok.
Lupe jest małą, optymistycznie patrzącą na życie dziewczynką - mimo tego jak ciężkie jest jej życie. Wychowują ją babcia z dziadkiem, rodzice musieli powrócić do Meksyku, z powodu biedy. Dziewczynka mimo tęsknoty za bliskimi jest silna, radosna i żyje pełną piersią.
Co łączy tych dwoje? Oprócz osiedla, na którym mieszkają, połączy ich relacja, która zmieni całkowicie spojrzenie Jonathana na swoje życie.
Ta krótka książeczka z serii "Magia życia" niesie ze sobą bardzo wiele głębi. Mimo niewielkiej objętości jest naładowana ważnymi tematami społecznymi - takimi jak odrzucenie, poczucie wyobcowania, depresja, utrata sensu życia. Cała historyjka o Jonathanie i Lupe jest w moim odbiorze tylko tłem do przekazywanych przez treść wartości - jak patrzeć na świat, by znaleźć w nim piękno? Jak cieszyć się każdym dniem? Jak wnieść do swego życia optymizm i spokój, którego wszystkim nam tak brakuje?
Traktując tę książkę jako przekaz ważnych prawd, można odnaleźć w niej wiele inspiracji. Czytając ją jako zwykłą historię na pewno też obudzi się w nas wiele refleksji. Polecam - czyta się szybko, a bardzo długo się jej nie zapomina.
[
http://waniliowe-czytadla.blogspot.com]