Afryka od zawsze mnie fascynowała. 4 lata temu z wielką radością przyjęłam fakt, że będę mogła tam wyjechać, poznać tamtejszych ludzi, ich kulturę i język (ten akurat najmniej). Moja radość powtórzyła się rok później, kiedy wróciłam w to samo miejsce. Mimo że moja wyprawa była do Afryki północnej i miała kształt głównie wypoczynkowy, uważam że dużo z niej wyniosłam. Do Afryki zapewne nie raz wrócę i z chęcią bardziej bym się w niej zanurzyła.
Na razie jednak było mi dane zanurzyć się w niej poprzez opowieść Corinne Hofmann, dla której Afryka, zaraz po Szwajcarii to drugi dom. Część z Was może kojarzyć Corinne z jej innych książek pt.: "Biała masajka", "Moja afrykańska miłość", czy "Żegnaj Afryko". Dla mnie, omawiany dzisiaj tytuł jest jej pierwszym, ale jestem pewna, że nie ostatnim.
"Afryka, moja miłość" jest tak naprawdę podzielona na trzy części. Pierwsza opisuje podjęcie decyzji o powrocie do Afryki i podjętych przez autorkę krokach by to zrobić. Ostatecznie jej się to udaje i po raz kolejny jedzie do swojej ojczyzny.
Druga część książki opowiada historie ludzi zamieszkujących slumsy w Kenii. Corinne przygląda się osobom (są to kobiety), którym pomaga kościół i przeprowadza z nimi rozmowę na tematy dotyczące ich przeszłości, dowiaduje się jak znalazły się w programie pomocy i co on im daje. Drugą grupą ludzi, z którymi rozmawia, są osoby, które skorzystały z pomocy Jamii Bora - organizacji która pomogła im oszczędzać a później udzielała kredytów. Dzięki tej pomocy wielu z nich stanęło na nogi a w chwili obecnej naprawdę dobrze im się powodzi. Trzecia grupa ludzi to piłkarze z Mathare United czyli chłopcy zebrani ze slumsów, którzy oprócz gry, udzielają się społecznie i starają się pomóc innych.
Ostatnia część książki opowiada o wyjeździe wraz z córką - Napirai - do Barsaloi, czyli miejsca w którym Napirai się urodziła. Dziewczyna po raz pierwszy spotka się ze swoją kenijską rodziną, pozna ojca i zobaczy miejsca, które świetnie zna z fotografii. Będzie to wielkie przeżycie zarówno dla niej, Corinne jak i ich afrykańskiej rodziny.
Książka jest fantastyczna. Czyta się ją niesamowicie szybko i mimo, że nie znałam całej historii od A do Z, całkowicie mnie ona pochłonęła. Nie raz i nie dwa się wzruszyłam. Podczas czytania tej przepięknie spisanej relacji z podróży wiele razy po prostu się popłakałam. Wszystko napisane jest prostym językiem, dzięki czemu wszystkie wydarzenia są jeszcze bardziej realne no i możemy poczuć te wszystkie emocje, które czuły Napirai i Corinne. Moim zdaniem, nie sposób nie pokochać dziewczyn, Afryki i tej książki. Serdecznie polecam ją każdemu!
Recenzja pochodzi z bloga: mipropiabiblioteca.blogspot.com