„KTOŚ BARDZO WAM BLISKI ZNA WSZYSTKIE ODPOWIEDZI. A.”*
Nikt z nas nie lubi niewiedzy, wolimy wiedzieć na czym stoimy i czego możemy się spodziewać po danej osobie czy sytuacji. Tak jest lepiej z wielu powodów – możemy wtedy przewidzieć co się stanie, przemyśleć słowa i czyny. Zdążyć ukryć prawdę gdy jest dla nas niewygodna… Tylko czasem, czasem prawda jest zbyt okrutna...
Można powiedzieć, że Aria, Emily, Hanna i Spencer spotkały ducha, a przynajmniej tak utrzymują. No bo jak to możliwe, że zobaczyli kogoś kto nie żyje od paru lat? Przez ostatnie wydarzenia dziewczyny zostają nazwane przez media „Kłamczuchami”, a mieszkańcy Rosewood wytykają je palcami. Każda z nastolatek radzi sobie na swój sposób. Hanna trafia do zakładu dla psychicznie chorych, Emily wyjeżdża do innego miasta w poszukiwaniu odpowiedzi, Aria próbuje skontaktować się z duchem Ali, a Spencer jest coraz bliżej odkrycia rodzinnej tajemnicy. Odkryto nawet kto zabił Alison. Tylko czy na pewno? A może to kolejna zagrywka A.? Prawdę zna tylko A. i jak sam/a twierdzi zdradzi ją na końcu…
Kolejna część serii, a ja wiem tyle co na początku. Czyli prawie nic. Z każdym tomem przez chwilę miałam wrażenie, że choć trochę zbliżam się do prawdy, ale na końcu czekało mnie rozczarowanie. Tym razem nie dałam się zwieść. Nie do końca wierzę, że złapano mordercę Ali, owszem dowody jasno wskazują na tą osobę, ale nauczona doświadczeniem wietrzę podstęp. Ta dziwna gra nadal trwa, a reguły gry zna tylko A. i to on/a trzyma wszystkie karty. Nadal nie potrafię rozgryźć czy dziewczyny uzyskują od niego/jej pomoc czy to jeden z wielu podstępów. Wiecie co jest w ej serii najlepsze? Brak przewidywalności. Naprawdę. Tutaj nic nie jest pewne, w jednej chwili przyjaciel staje się wrogiem i na odwrót. Czasem już nie wiadomo komu ufać, co jest prawdą, a co kłamstwem. I to chyba jest w niej najlepsze. Czasem idzie się pogubić w domysłach i podejrzewałam chyba już wszystkich, którzy nawinęli mi się na myśl, ale potem stwierdzałam, że to przecież śmieszne.
Ta seria mnie irytuje, te wszystkie domysły i niewiadome doprowadzają mnie do białej gorączki. Za każdym razem liczę, że już choć trochę zbliżam się do rozwiązania zagadki i zawsze się mylę. Tak jak poprzednie tomy tak i ten przeczytałam bardzo szybko, bodajże w jeden wieczór. Akcja wciągała, a ja z napięciem przewracałam kolejne strony i z niedowierzaniem kręciłam głową. Rozwój wypadków był szybki i nie do pomyślenia. Potakiwałam na tak, zgrzytałam zębami, mruczałam, no po prostu szeroki wachlarz emocji. Lubię gdy autor gra na nerwach czytelnika, a Shepard uczciwie przyznaje robi to znakomicie.
„Pretty Little Liars. Bez serca” to siódma część serii i mimo takiej ilości nie nuży. Nie ma się poczucia iż jest ona przeciągana. Jest wręcz przeciwnie, każdy kolejny tom to mnóstwo pytań, mało odpowiedzi i masa emocji. Polecam tę książkę fanom serii, a miłośnikom poplątanych intryg cały cykl.
*okładka