Czy kiedykolwiek byłaś bliska obłędu przez swoje dzieci? A może uważasz, że jesteś złą matką, bo marzysz o tym, żeby pozbyć się ich na kilka godzin, by móc odpocząć albo chociaż wziąć prysznic? Myślisz, że jesteś jedyna na świecie z takimi problemami? Cóż, jeśli tak, to jest książka dla ciebie!
Jill Smokler, matka trójki dzieci. Kiedyś też myślała, że jest wyrodną matką. Do czasu, aż założyła bloga i zaczęła na nim umieszczać swoje przemyślenia związane z macierzyństwem. Wtedy odkryła, że na świecie takich kobiet są tysiące. Czytelniczki w komentarzach dzieliły się swoimi doświadczeniami, a Jill już wiedziała, że nie tylko ona chowa się z czekoladą w łazience, nie tylko ona wspomina ciążę jako jeden wielki koszmar, nie tylko ona rodzinne wakacje uważa zło konieczne, które mało ma wspólnego z odpoczynkiem. Pisząc bloga poznaje setki podobnych sobie kobiet, które mimo, że kochają swoje dzieci najbardziej na świecie, czasami mają po prostu dość. Pokazuje swoim czytelniczkom, że nie ma idealnych matek i idealnych dzieci. Każda z nich boryka się z tymi samymi problemami.
„Wyznania upiornej mamuśki” to zbiór krótkich esejów pokazujących macierzyństwo z przymrużeniem oka. Autorka mówi o sprawach, których matki w rozmowach unikają jak ognia. I robi to z brutalną szczerością i ogromnym poczuciem humoru. Każdy rozdział zaczyna się od wybranych komentarzy z bloga, gdzie czytelniczki dzielą się swoimi doświadczeniami. Jill Smokler miała odwagę wyjść naprzeciw opiniom, że macierzyństwo to jedno niekończące się pasmo szczęścia, pokazać, że matki borykają się z wieloma problemami, które są uparcie zamiatane pod dywan, żeby przypadkiem ktoś nie zaczął o nich rozmawiać.
Jasne, amerykańskie wychowywanie dzieci bardzo różni się od naszego, ale gwarantuję wam, że nasze polskie mamuśki również odnajdą tam swoje codzienne dylematy i frustracje.
Uważasz, że daleko Ci do idealnej młodej mamy? To świetnie, bo te kobiety z dziećmi, które mijasz codziennie na ulicy też sobie z pewnymi rzeczami nie radzą. Tylko nie wolno o tym mówić, bo w ten sposób przyznasz się do porażki. A szkoda, bo odniosłam wrażenie, że dzięki takiej właśnie szczerości, Jill i jej czytelniczki nabrały trochę dystansu. A to przyda się każdej spanikowanej mamuśce
Autorka w przezabawny sposób przypomina nam, że macierzyństwo to nie wyścig szczurów. Twoje dziecko nie musi być najładniejsze, najzdolniejsze, najlepiej ubrane, chodzić na jak najwięcej zajęć dodatkowych i ogólnie zawsze być naj. Ono ma być po prostu szczęśliwe i powinno cieszyć się swoim dzieciństwem, bawić się, robić to, na co ma ochotę i czuć, że jest kochane. Cała reszta jest zbędna. Autorka zachęca też, do większej szczerości wśród mam. Nie udawajcie, że kolki i nieprzespane noce to coś, co znacie tylko ze słyszenia. I tak nikt wam nie uwierzy. O wiele lepiej będzie, jeśli każdy zdobędzie się na odrobinę szczerości i porozmawia o tym, jak naprawdę wygląda jego codzienne życie. A kto zrozumie mamę lepiej niż druga mama? Dlatego właśnie Jill zachęca do tego, żeby zamiast walczyć ze sobą o bycie naj, wspierać się nawzajem. Nawet jeśli chodzi o obcą ci kobietę, a ty podasz jej nawilżaną chusteczkę, kiedy będzie w potrzebie. To zawsze jakiś początek
To nie jest książka tylko dla mam. Owszem, każda mama odnajdzie tutaj wiele swoich przeżyć i problemów, oraz uświadomi sobie, że nie jest z tym sama na świecie. Jednak tą książką zachwyci się każda kobieta. Czy już jest mamą, czy dopiero będzie. Nawet jeśli od macierzyństwa dzielą ją jeszcze długie lata. Poza chwilami refleksji, autorka funduje nam też jeden atak śmiechu za drugim. Naprawdę warto, polecam!
Więcej recenzji na blogu
http://magiczna-czytelnia-viconii.blogspot.com/