Kolejna z serii ciekawych pozycji wydanych w ramach “Serii z przyprawami”. Kolejne samotności, ułomności emocjonalne, nieme wołanie o pomoc, pustka.
“Miłość” to książka niezwykle pełna emocji, chociaż napisana językiem praktycznie z nich wypranym. Taka kombinacja zagwarantowała mocną reakcję emocjonalną z mojej strony. A końcówka wręcz zabolała.
Mamy oto chłopca – Jona, oraz jego matkę – Vibeke. Przeprowadzili się niedawno do małego miasteczka na północy Norwegii. Powoli starają się tam odnaleźć swoje miejsce, zagospodarować, dołączyć do społeczności lokalnej. Poznajemy ich w momencie, w którym Vibeke pierwszy raz poczuła się doceniona przez współpracowników, a Jon czeka na swoje dziewiąte urodziny, które mają przypaść nazajutrz. Chłopiec – bardzo podekscytowany – postanawia wyjść z domu, by dać matce możliwość swobodnego upieczenia tortu oraz zrobienia zakupów urodzinowych. A matka? Ona w ogóle nie poświęca jednej myśli jego urodzinom, jej głowe zaprzątają myśli dotyczące ubrań, książek, pracy, domu, poszukiwania przyjaciół i partnera…
Widzimy tutaj dwójkę najbliższych sobie osób, które jednak nie są w stanie prawidłowo funkcjonować razem. Jon jest dzieckiem bardzo otwartym na uczucia, szukającym miłości i ciepła, kochającym matkę bardzo silną miłością, jest ona wręcz cały czas w jego myślach. Natomiast Viebeke zaskakuje. Jak ona zdołała przeżyć tyle lat wraz z synem, jeżeli tak mało poświęcała mu uwagi? Nie wyczuwa się w niej prawie żadnej silniejszej relacji z synem. Skupia się na poszukiwaniu relacji międzyludzkich z dorosłymi, pochłania książki, uważając je za prawdziwsze niż życie, jednocześnie tak mało emocjonalnie będąc związaną z synem. Przez to obydwoje są niezmiernie samotni, nie mogą się odnaleźć. Żyją razem, a jednocześnie obok siebie, oddziela ich niewidzialna bariera.
Sposób narracji jest bardzo wyważony, język chłodny, wręcz odzwierciadlający norweski mróz, wiatr, noc w trakcie której towarzyszymy bohaterom. Historię poznajemy na przemian z punktu widzenia obydwu bohaterów. Książkę należy czytać w skupieniu, bo wątki ściśle się przeplatają, nieraz musiałam się zastanowić przez momencik o kogo w danym momencie chodzi. Autorka bardzo umiejętnie buduje napięcie – bez wartkiej akcji, zmiany punktów kulminacyjnych. Mimo języka i stylu akcji książka buzuje emocjami, autorka prowadzi nas powoli do końca, a my coraz bardziej przeczuwamy, że to nie będzie happy end…
Bardzo ciekawa pozycja, warta poznania. Szkoda, że czytałam ją po kawałeczku (przecież to cieniutka książka, na 1 wieczór!), to przeszkodziło mi w pełniejszym odbiorze książki. Zamierzam więc do niej wrócić i w spokojniejszym momencie przeczytać ponownie. Polecam!
[Recenzję opublikowałam wcześniej na moim blogu -
http://ksiazkowo.wordpress.com/2010/02/22/milosc-hanne-orsta...]