Każdy z nas marzył kiedyś o tym, by przeżyć niebezpieczną przygodę, uratować świat i zostać bohaterem. Każdy facet, jeszcze jako chłopiec, nieraz wyobrażał sobie, że jest dzielnym rycerzem, przed którym wszyscy czują respekt. Szybko! Porzućcie te pragnienia, bo - nie daj Bóg - się spełnią, a wtedy... nie ma zmiłuj!
Fabryka Słów zaczyna zyskiwać moje zaufanie. Po całkiem dobrym „Błękitnym księżycu" przyszło mi recenzować pierwszą księgę (składającą się z dwóch tomów) trylogii „Rycerz Zakonu". W sumie ponad 700 stron lektury. I to jakiej!
Prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie
Siergiej Sadow to pseudonim 35-letniego Rosjanina, obecnie mieszkającego nad Wołgą i pracującego jako administrator baz danych w strukturach państwowych. „Rycerz Zakonu" to jego wczesna twórczość, „książka-marzenie", która nigdy nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie jego przyjaciele, którzy opublikowali ją w Internecie. Powieść spodobała się wielu osobom, jednak zawierała sporo błędów, które uniemożliwiały jej papierowe wydanie.
Autor nie miał ochoty jeszcze raz brnąć przez ogromną ilość tekstu w poszukiwaniu baboli. Wtedy swą pomoc zaoferowali internauci. Wreszcie, po długiej, intensywnej pracy, książka zawitała do księgarń. Dalej było już tylko lepiej, a autor zyskiwał sobie coraz większą rzeszę fanów.
Więcej:
http://qfant.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=691:siergiej-sadow