Po tę książkę sięgnełam tylko z jednego powodu, mianowicie – autorki. Richelle Mead napisala wyjątkowo wciągajacą książkę którą pokochałam już od pierwszych stron (mam tu na myśli 'Melancholie sukuba'). Postanowiłam więc sięgnąć po jej kolejną książkę.
Jest to opowieść Rose która jest Opiekunką swojej przyjaciółki, a jednocześnie mojorki Lissie Nie jest to jednak łatwe zadanie. Lissie jest księżniczką, na dodatek wyjątkową... Rose musi na prawdę się postarać, ale szanse na porażkę i tak są spore.
Przygotowywałam się na zerwaną noc przy tej książce. Tak się nie stało. Książka fajna, a i owszem jednak nie było TEGO “bum!”. Wolumin przeżywałam, czytałam z zapartym tchem jednak nie było tej magii. Co do postaci – pokochałam główną bohaterkę Rose. Seksowna, cyniczna, chłodna, a jednocześnie nieśmiała i pełna ciepłych uczuć. Rose przypomina mi nieco Georgię z “Melancholii”. Natomiast Lissie jest strasznie irytjąca. Wywołała we mnie bardzo negatywne uczucia, choć nie było to zamiarem autorki. Przez moją niechęć książkę czytało mi się o wiele gorzej.
Richelle Mead świetnie operuje narracją pierwszoosobową, ten kto przeczyta jej książkę będzie wiedział o co chodzi
. Ma specyficzne pióro, które należy tylko do niej. Powieść można zaliczyć do gatunku fantasy dla młodzieży, choć drobne wątki erotyczne też tu występują. Autorka nie przedstawia tu standardowych wampirów. Prawdę powiedziawszy nie czułam, że czytam książkę o wampirach. Jedyne co mi o nich przypominało to tytuł książki.
Głowne role odgrywają tu dampiry – pół ludzie pół moroje, strażnicy morojów, strzygi oraz moroje czyli wampiry czystej krwi. Nie są one jednak ani silne ani przerażające. Dampiry je ochraniają bo w rzeczywistości moroje to kruche stworzonka. Przed czym ochraniają? Przed strzygami. I tak zatacza się koło.
Akademia Wampirów to pierwszy tom cyklu powieściowego o tej nazwie. Polecam miłośnikom Stephenie Meyer ze względu na małą ilość wampirów, a dużą dawkę romansu.
[wkrótce na blogu :] -
www.tomiszcze.blog.onet.pl ]