Wbrew powszechnie panującym stereotypom nie każda kobieta stworzona jest do macierzyństwa. Nie każda odczuwa ten naturalny zew krwi, który powoduje, że na widok małych zaróżowionych nosków, rączek i stópek otwiera jej się serce i natychmiast wylewa się z niego cała gama matczynych uczuć, z gorącą miłością i wyrozumiałością na czele.
Nie każda kobieta marzy dniami i nocami o tym, by zajść w ciążę, nie każda w tym czasie rozkwita, a już prawie żadna nie chce przyznać się do tego, że w jej wypadku natura chyba się pomyliła – że ona naprawdę nie najmniejszej chęci i nie umie być wzorową matką, że to nie tylko fanaberia, poprzez którą kobieta nie chce przyjąć do wiadomości, że jej życie pełne wolności właśnie zostało skreślone, a zaczął się znój i praca na pełnym etacie, bez możliwości zwolnień, urlopów czy jakichkolwiek spóźnień. To po prostu naga prawda.
Oto prawda – nie każda kobieta chce i potrafi być matką. I nie zmieni tego nic – widok niemowlaka, jego uśmiechu, pierwszych kroków – nic. Choć będzie je kochała, to nie będzie TO, o czym tak doniośle rozprawiają mamy, które dziecka pragnęły i liczyły się z wszystkimi konsekwencjami jego przyjścia na świat.
Nie trudno się domyślić, że Jill Smokler o żadnym dziecku nie śniła. Owszem, miała męża, owszem byli rodziną, ale dziecko? Nie wchodziło w grę. Pociecha autorki jednak jeszcze zanim przyszła na świat potrafiła twardo postawić na swoim i przebić się przez wszelkie przeszkody, ze środkami antykoncepcyjnymi na czele.
I tak oto życie pewnej kobiety, zamieszkującej planetę zwaną Ziemią, zmieniło się nie do poznania i już nigdy nie miało wrócić na właściwie tory. Znalazło się w przestrzeni międzyplanetarnej i już na zawsze miało w niej pozostać. Jedyną pociechą dla przyszłej matki stało się pisanie blogu, na którym postawiła na szczerość i bez zbędnych pięknych słów opisywała jakie emocje towarzyszyły jej od chwili poczęcia, aż do wychowywania kolejnego, i jeszcze kolejnego dziecka.
W jej opisach roi się od cierpkich słów, gorzkich refleksji, złośliwych uwag, ciętych opisów codziennego życia, a wszystko to podane jest w taki sposób, że osoba, która nie musi jeszcze przeżywać tego samego[tak, ja!] zanosi się głośnym śmiechem. Przypuszczam, że mamy czytające te książki również mogą wybuchać śmiechem, lecz w ich wypadku będzie to raczej śmiech solidarności. Smokler odziera z lukru całą istotę macierzyństwa. Nie pozostawia suchej nitki na niczym ani nikim, obnaża się całkowicie i nie stroni od błyskotliwych uwag, otwierających oczy wszystkim, którym przesłoniły je różowe śpioszki dziecka.
Książka ta, oprócz opisów codziennych zmagań matki z jej rosnącymi i rozwrzeszczanymi pociechami, z całą rodziną, która nagle zmienia się w Centrum Dobrą Radę, zawiera także część komentarzy z blogu autorki, które rozpoczynają każdy kolejny rozdział i również cechują się szczerością wręcz bolesną. Matki, dzielą się uwagami i spostrzeżeniami o jakich nie powie żaden poradnik dla przyszłej mamy, zapisują swoje bolesne doświadczenia, ale też świadczą o radości jaką dało im macierzyństwo. Ile mam, tyle opinii, ale łączy je jedno – stała gotowość na bycie przy swoim dziecku – nieważne czy odczuwana jako coś naturalnego, czy powodowana musem.
Komu polecam tę rewelacyjną książkę? Mamom, przyszłym mamom, tym, które nie chcą być mamami, ale też: dzieciom i nade wszystko: ojcom! Tak, tak panowie – nawet nie wiecie jak wiele błędów popełniacie myśląc, że każda kobieta doskonale się „bawi” wychowując dziecko i jakiego karygodnego zaniedbania dopuszczacie się, gdy po narodzinach Waszej pociechy udajecie, że dla Was nic się nie zmieniło i nadal możecie żyć tak jak dotychczas.
Strzeżcie się, mamy całego świata jednoczą przeciwko Wam siły!
http://shczooreczek.blogspot.com/2012/09/wyznania-upiornej-m...