Przełom wieków. Dziewiętnasty wchodzi niepostrzeżenie w dwudziesty – wielka wystawa w Paryżu budzi ogromne emocje, szczególnie wśród tych, dla których nowoczesna nauka jest życiową pasją. Dla małżeństwa Broekhartów dzień wystawy stanie się szczególny na zawsze – nie tylko ze względu na ich pierwszy lot balonem, ale na fakt, że podczas tej szczególnej podróży urodzi się ich syn. Chłopcu od pierwszych dni przepowiada się podbój przestworzy, co w tamtych dniach było spełnieniem marzeń każdego człowieka. Ale jak każda przepowiednia, także i ta, ma swoje dobre i złe strony…
Eoin Colfer, znany polskiemu czytelnikowi głównie jako autor cyklu o Artemisie Fowlu, tym razem przenosi nas do świata z pogranicza – świata wielkich wynalazków, nowych nadziei i starych lęków. Opowieść o chłopcu, który staje się lotnikiem, początkowo jest cukierkową laurką – można by pomyśleć, że wydawca pomylił się i zapomniał opatrzyć okładkę nazwiskiem Williama M. Thackeraya. W istocie, początek Lotnika przypomina jako żywo słodką baśń, w której mamy odludną wyspę, dobrego króla, oddanych dworzan, piękną księżniczkę i dzielnego chłopca z głową nabitą marzeniami. Jest też czarny charakter, potworny marszałek, o którym myśl zakłóca spokojny sen mieszkańców wyspy. Do pewnego momentu można odnieść wrażenie, że Colfer zamiast lektury zafundował czytelnikowi udział w kukiełkowym teatrzyku dla dzieci. Nie trzeba jednak długo czekać na nagłą zmianę, której ulegnie nastrój powieści. Czy robi się przez to mniej cukierkowo? Trudno to jednoznacznie stwierdzić – zdarzają się sceny niemal boleśnie naiwne (jak choćby wątek więźnia-„dandysa”), choć jednocześnie sporo w książce naprawdę dobrze nakreślonych sytuacji, szczególnie w dalszych partiach tekstu. Nie brak także ciekawych bohaterów (jak choćby Amerykanin Wynter, który przeżył bliższe spotkania z Jesse Jamesem) choć zasadniczo Colfer buduje sylwetki postaci na podstawie znanych wszystkim schematów: dzielny, pokonujący przeciwności losu młodzieniec, kaleki przyjaciel, pogrążona w żałobie rodzina, wyidealizowana ukochana… Trzeba jednak przyznać, że owa schematyczność wcale nie szkodzi odbiorowi Lotnika. Colfer nie napisał bowiem tekstu oryginalnego (aczkolwiek zdradzenie, która powieść posłużyła mu za źródło głównego wątku fabularnego, sprawiłaby, że czytelnik nie musiałby czytać, by precyzyjnie przewidzieć rozwój wydarzeń). Należy jednak oddać autorowi sprawiedliwość i przyznać, że jego starania o odświeżenie znanej fabuły nie poszły na marne – to wciąż dobrze napisana przygodowa powieść dla młodszego czytelnika (choć i starsi mogą dobrze bawić się, przypominając sobie klasykę w nowej formie).
Lotnik to opowieść o wolności i dojrzewaniu – dobra, ale nienajlepsza. Dobra, bo zbudowana na świetnej podstawie. Ale dobra również ze względu na to, co autor dodał od siebie: piękne marzenie o szybowaniu w przestworzach. Drobny szczegół na tle mało oryginalnej reszty? Cóż, wiadomo, co tkwi w szczegółach…
http://ksiazki.wp.pl/katalog/recenzje/rid,39859,recenzja.htm...