"Poznaj świat, w którym było tak błogo, że niektórych aż krew zalewała"
Co czujecie czytając to zdanie? Mnie ono szalenie zaintrygowało i miałam ochotę zaraz, natychmiast przeczytać historię promowaną w tak nietypowy sposób.
A więc poznajmy ten błogi świat...
Nograd jest średniowiecznym grodem, w którym czas płynie beztrosko, sielsko i leniwie. Plony są urodzajne, nie niszczą ich ani klęski żywiołowe ani szarańcza. Pogoda jest akuratna, ani za gorąco ani za zimno. Zakupy zawsze są udane, ceny rozsądne a towar pierwszej klasy.
Kasztelan Gramisz rządzi sprawiedliwie, nie nadużywa władzy. Za jego kadencji nawet złoczyńcy zrezygnowali z grabieży, chyba że z nudów lub dla celów hobbystycznych.
Nie ma co robić, nie ma nawet o czym poplotkować.
Nikt nie ma też ochoty pomodlić się w świątyni, bo i o co prosić kiedy wszystko jest idealne i nieskazitelne?
Ten kryzys wiary martwi miejscowego bogoboja Kumara. Postanawia on zachęcić ludność do słuchania swoich nauk i wymyśla chytry plan.
Jednocześnie dwóch starszych jegomości, znudzonych swoim żywotem, opracowuje koncept rabunku, który nie tylko wypełni ich kieszenie płacidłami ale rozrusza senny Nograd.
A w tle rozgrywa się miłosny wątek między Aliwią, córką bogatego kupca a synem kasztelana.
I zaczyna się wielkie pomieszanie z poplątaniem, które wprawi czytelnika w dobry humor na długi, długi czas.
Książka jest dla mnie wielkim zaskoczeniem i jeszcze większym odkryciem. Zupełnie nie spodziewałam się i nie zostałam przygotowana na to, co zastałam w środku. "Awantura na moście" promowana jest jako satyra na wieki średnie, świat fantasy, a nawet kwestie wiary i nauk. I w zupełności się z tym zgadzam. W tym krótkim tekście można odnaleźć niebywałe poczucie humoru Marcina Hybela, który czasy średniowieczne potraktował bardzo lekko ale jednocześnie z z celną karykaturą polskiego narodu, między innymi kryzys wiary spowodowana zbyt bliskim związkiem kościoła z polityką czy chciwi, nieuczciwi, rozpustnych, lubieżnych duchownych, przemoc domowa itd.
Zawsze znajdzie się obiekt, temat, teza, na który można ponarzekać. Nic i nigdy nam nie pasuje. A to jest za ciepło a to za zimno, a to za dobrze a to wręcz przeciwnie. Nikomu nie można dogodzić i sprawić by każdy był zadowolony.
Największą zaletą książki są bohaterowie. Dwóch emerytów pragnących zrobić skok życia. Nieustannie wierzą w swoje zdolności, w swoją moc sprawczą a tak naprawdę niewiele mogą. Reumatyzm w członkach, strzykające kolana, ślamazarność, anemiczność i dziurawa pamięć, to cechy które im utrudniają zadanie a nam przysparzają dobrej rozrywki.
Za udaną uważam również postać Alforda, młodego i przystojnego ale bezrozumnego syna kasztelana. Sceny z jego udziałem są przezabawne i zmuszają do niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Tą, którą zapamiętam do końca życia, to przygotowywania Alforda do randki, na prawdę niesamowita
Przeglądając opinie bloggerów na temat "Awantury a moście", zastanowiło mnie powtarzające się zdanie. Większość krytykowała język książki, stylizowany na średniowieczną mowę. Moim zdaniem ten zlepek współczesno - pradawnych słów idealnie harmonizował z fabułą i pasował do konceptu powieści a nawet nadawał jej specyficzny klimat i dodawał uroku.
Książka w dużej mierze wpłynęła na poprawę humoru. Dlatego polecam ją wszystkim miłośnikom ciętego, ironicznego dowcipu i wszystkim zaintrygowanym innowacyjną mieszaniną gatunków.
Dla dociekliwych dobra wiadomość, książka ta jest planowana jako pierwsza część cyklu.
http://aleksandrowemysli.blogspot.com/