Jeżeli ktoś ma ochotę na niezobowiązującą lekturę, podczas której człowiek się nie męczy i za bardzo nie wysila, a tekst szybko przebiega przez palce, to polecam Pocałunek anioła, książkę, która spełnia te oto wymagania. Jest to po prostu czytadło na wieczór, przy kubku herbaty czy ciepłego kakao. Daje wiele przyjemności i lekkości, bo wiele prawd życiowych i moralnych tam się nie znajdzie.
Ivy ma dwie świetne przyjaciółki, - Suzanne i Beth, młodszego brata, Philipa, z którym bardzo dobrze się dogaduje, a także dobrą mamę, Maggie, nowego tatę, Andrew i brata, Gregory'ego. Książka zaczyna się, kiedy to właśnie rodzicielka głównej bohaterki wychodzi za mąż. Teraz będzie miała jeszcze więcej, zapomni o skromnych warunkach mieszkalnych i przeprowadzi się do pałacu. Ale to nie jest ważne. Dziewczynie podoba się Tristan, szkolny bożyszcz nastolatek i pływak. Przez to jej najlepsze koleżanki chcą, aby ta spróbowała swoich sił i zaczęła się z tym chłopakiem spotykać.
Opisywane wydarzenia widzimy również z punktu widzenia samego Tristana. Jak można się domyślić, chłopakowi także podoba się Ivy. Jednak, o ile jest on świetny w basenie, o tyle na powierzchni jest niezdarny i po prostu nieśmiały. Chce on zaistnieć w życiu dziewczyny – oczywiście udaje mu się. Zaprzyjaźnił się z bratem Ivy, Philipem, a także stał się kimś ważnym dla nastolatki, bratnią duszą. Tak, jest cukierkowo, jest pięknie, ale do momentu, kiedy chłopak ginie w wypadku samochodowym, a Ivy ma depresje i przestaje wierzyć w anioły, które dotychczas towarzyszyły jej w codziennych sprawach i broniły ją przed złem.
„Kiedy się kogoś kocha, to nigdy nie jest skończone – łagodnie odparła doktor Carruthers. - Żyje się dalej, bo tak trzeba, ale nosi się tę osobę w sercu.”
Pocałunek anioła,to krótka książeczka, rzekłabym, że za krótka. Ma 224 strony, czyta się ją ekspresowo i z większym zainteresowaniem. Może i jest nieco infantylna i przesłodzona, ale na pewno ktoś, kto nie oczekuje po niej nic ponad mile spędzonym czasem, nie zawiedzie się. Jak dla mnie, na początku powieść się dłuży i przeciąga, obserwujemy bowiem wspólne podchody do siebie pary nastolatków. Jednocześnie mam wrażenie, że książka skończyła się w momencie, w którym powinna się dopiero rozpocząć konkretna akcja. Tak, ja się zawiodłam, bo nieco więcej się spodziewałam. Autorce nie można odmówić przyjemnego dla oka stylu i ciekawie zarysowanych postaci. Dla mnie jednak całość wyszła średnio. Podobał mi się jednak kontakt i relacje między Ivy a jej bratem Philipem. Zazwyczaj jest tak, że rodzeństwo z tak znaczną różnicą wieku (nie wiem dokładnie jak wielka ona była, chyba 8-9 lat) nawzajem jedynie robią sobie na złość. W tej książce jest inaczej, szanują siebie nawzajem i lubią ze sobą spędzać czas, a także wspierać się, jest to wzruszające i dające do myślenia.
To nie tak, że przekreślam tę serię. Wręcz przeciwnie. Z zapartym tchem będę myślała o tym, co Elizabeth Chandler wymyśli dla bohaterów w kolejnych częściach tego cyklu. Mimo wszystko wczułam się w fabułę i przejęłam losem Ivy i Tristana.