"Miasto Kości" to pierwsza, tak sławna książka Cassandry Clare. Jest to powieść fantastyczna dla młodzieży. Rzesze fanów mają nadzieję, że wkrótce autorka sprzeda prawa do ekranizacji lecz narazie tego nie zrobiła, z czego niezmiernie się cieszę. Spójrzcie na ekranizacje Zmierzchu czy Harry'ego Pottera, a następnie na szum wokół nich, który przypomina pleśń. Znając życie i przysłowie "pieniędzy nigdy dość" jestem niemal pewna, że "Miasto Kości" będzie można zobaczyć w kinach już niedługo.
Od razu ogłoszę iż nie jestem wielką fanką tej książki. Jest nieco ... bezbarwna. Nie ma w niej nic nadzwyczajnego, co nie oznacza, że czyta się ją nieprzyjemnie. Opowiada o dziewczynie posiadającą despotyczną matkę, zakochanego w niej (niestety, bez wzajemności) przyjaciela i ogromnego pecha. Zapewne to za jego sprawą w czasie spędzonej nocy na tańczeniu w klubie, staje się świadkiem morderstwa... demona. I tak dowiaduje się, że istnieją wilkołaki, wampiry, skrzaty i krasnoludy. Istnieje również zadanie, które musi wykonać.
Trochę żałuję wysępującej w książce narracji trzecioosobowej. Książka wydaje się przez to pustrza. Postacie zalatują stereotypami. Jest Jace. Piękny i cyniczny. Jest Clari. Ładna i niezdarna dziewoja. Oczywiście, między nimi jest chemia, a jakże! Mimo całej przewidywalności, książkę czyta się bardzo dobrze, bez bólu. Nie można też odwrócić wzroku od okładki. Jest fantastyczna! O wiele bardziej urodziwa od swojego zagranicznego odpowiednika. Choć przyznam się, że Jace'a wyobrażam sobie nieco inaczej.
Mówiąc krociótko: polecam miłośnikom walk Dobro:Zło!
[wkrótce na blogu -
www.tomiszcze.blog.onet.pl , zapraszam :]]