"Każda wojna niesie ze sobą ofiary."
Julie Kagawa urodziła się w Kalifornii, ale tam nie przydarzyło się jej nic ekscytującego. Więc kiedy miała dziewięć lat, przeprowadziła się z rodzicami na Hawaje. Tu, nie zważając na huragany i rekiny, mnóstwo czytała - ku utrapieniu nauczyciel, którzy odbierali jej powieści schowane pod podręcznikiem do matematyki. Tak jak później, gdy pracowała w księgarniach kierownicy złościli się, gdy przyłapywali ją na lekturze książek, które powinna ustawiać na półkach. Jej pasja przerodziła się w sukces, gdy ukazał się
"Żelazny król".
Meghan Chase jest zwykłą nastolatką, która wielkimi krokami zbliża się do "sweet sixteen", czyli szesnastych urodzin. Pochodzi z ubogiej rodziny i mieszka na farmie razem zapracowanymi rodzicami i czteroletnim bratem, Ethanem. W szkole ma tylko jednego przyjaciela - Roba, z którym zna się od niepamiętnych czasów i tylko na niego może liczyć. Nie oczekuje tego, że szesnaste urodziny zmienią coś w jej życiu, a jednak tak właśnie się stanie... Żegnaj stara Meghan, witaj księżniczko Meghan.
W dniu swoich urodzin stara się wywrzeć wrażenie na najprzystojniejszym chłopaku w szkole. Jednak, jak można się tego spodziewać, wszystko zakończy się fiaskiem i wielkim upokorzeniem. Wracając do domu, myśli, że nic gorszego nie może się zdarzyć, ale bardzo się myli. W mieszkaniu znajduje nieprzytomną matkę, która miała wypadek i dowiaduje się, że jej brat zaginął, a na jego miejsce został podstawiony sobowtór, który próbuje odgryźć jej nogę. Jakby nie było dość złych wiadomości dowiaduje się, że jej najbliższy przyjaciel jest Pukiem ze
"Snu nocy letniej" i twierdzi, że jej brat został porwany przez baśniowy świat i tylko Meghan może go uratować, bo widzi "poprzez mgłę i urok". Cokolwiek to znaczy. Czy oni wszyscy powariowali? Nie może chociaż na chwilę pocierpieć w spokoju tylko od razu wyruszać na samobójczą misję?
" - Powiedzieć ci? Jesteś pewna? - zaczął mówić cichym, groźnym tonem, aż dostałam gęsiej skórki. - Jak zaczniesz to widzieć, nie będziesz mogła przestać. Ludzie wariowali od nadmiaru wiedzy."
Co mnie zachęciło do lektury? Przede wszystkim recenzje, które czytałam, magiczna okładka i przecena w Matrasie. Zresztą wiele osób w moim otoczeniu polecało mi tę lekturę, więc po prostu nie mogłam sobie jej odmówić. Przyznam, że na początku obawiałam się, że niepotrzebnie kupiłam tę książkę i że będzie ona zalegać na mojej półce. Jednak coś mnie do niej ciągnęło i musiałam ją przeczytać. Naprawdę nie żałuję.
Początek książki jest po prostu masakryczny. Główna bohaterka żali się, że jej ojciec zaginął, a ona jest wieśniaczką, która musi wypasać świnie. No po prosu myślałam, ze tam oszaleję. Tak głupiego początku jeszcze nigdy nie czytałam i przyznam, że nieco zniechęcił mnie do książki, ale postanowiłam dać jej ostatnią szansę. Ten wstęp w ogóle mi nie pasował do pozostałej części książki, jakbym czytała dwie oddzielne historie. Jednak, gdy tylko Meghan przestąpiła próg szafy i znalazła się w Nigdynigdy, sytuacja się od razu poprawiła. Z tyłu książki napisane jest, że książka łączy w sobie elementy
"Opowieści z Narnii" i
"Alicji w krainie czarów". Powiem Wam, że dokładnie to samo mówiłam, gdy czytałam książkę. Cały czas miałam przed oczami sceny z tych pozycji i mruczałam pod nosem "Już to gdzieś widziałam".
Sama fabuła jest po prostu genialna. Przyznam, że to moje pierwsze zetknięcie się ze światem wróżek i tym podobnych. Jestem zachwycona. Sama idea Letniego i Zimowego Dworu była boska i czytałam z tę książkę z wielkimi oczami i uśmiechem na twarzy. Gdy weszła do krainy Nigdynigdy poczułam, że będą się tam dziać świetne rzeczy. Było dosłownie.. magicznie. Autorka tak opisała ten świat, że czułam się, jakbym to ja była Meghan i razem z Pukiem przemierzała baśniową krainę. Te kilka pierwszych stron mnie zniechęciło, ale potem cieszyłam się, że czytałam dalej, bo akcja się zagęściła i prawie na każdym kroku czaiło się jakieś niebezpieczeństwo.
" - No i co z tego? Mówisz mi, że nie zdradzę przyjaciół i rodziny. Jeśli to słabość, to chcę taką mieć."
Do Meghan na początku nie zapałałam zbyt wielkim uczuciem i przez całą książkę mi to towarzyszyło. Może to dlatego, że bardziej skupiłam się na innych osobach z płci przeciwnej. Do Meghan samej w sobie nie mam żadnych zastrzeżeń, bo była odważna i postanowiła pomóc swojemu bratu, przez co zyskała w moich oczach. Również bohatersko przemierzała tę krainę, a do tego potrzeba nie lada odwagi, gdyż na każdym kroku pojawiało się niebezpieczeństwo. Właściwie to przez cały czas będę się teraz rozwodzić na temat męskiej części książki. Zacznijmy od Asha. Ach, ten Ash! Wspaniały, boski i zimny.. Dosłownie. To zimowy książę, który mieszka na Mrocznym Dworze. Jestem nim maksymalnie oczarowana i zakochana, bo zawsze miałam słabość do takich złych i aroganckich charakterów. Jednak nie pokochałam go na tyle, żeby postawić go przed Jacem z
Darów anioła bądź przed Willem z
Diabelskich maszyn, oni są moimi ulubionymi postaciami i żaden Ash nie podbije tak bardzo mojego serca. Ale w ostateczności może zająć swoje miejsce zaraz po nich i po Dymitrze z
AW. Puk też był niesamowity, ale z innego powodu niż Ash. Przede wszystkim urzekło mnie jego poczucie humoru, dokładnie takiego przyjaciela chce mieć każda dziewczyna. Lojalny, pomocny i zrobiłby dla Ciebie wszystko. Grimalkin, właściwie to kot, a kotów nie lubię, jednak wyjątkowo ten jeden przypadł mi do gustu. Był mądry i rozsądny, wtedy, gdy wszyscy inni oszaleli. I oczywiście malutki Ethan, po prostu wspaniały! Chciałabym mieć takiego braciszka. Podsumowując, pani Kagawa stworzyła postacie, w których trzeba się zakochać. Urzekają nas dosłownie wszystkim.
Wspomnę jeszcze o Żelaznym Dworze. Na początku nie za bardzo wiedziałam skąd się wzięła nazwa książki i serii, ale teraz wszystko zrozumiałam. To właśnie ten dwór zrobił na mnie największe wrażenie. Jak głosi nazwa, wszystko tam było z żelaza. Podczas gdy Jasny i Mroczny Dwór narodziły się z marzeń ludzi, Żelazny zrodził się ze snów o technologii. Przez to, że został stworzony pomału cała kraina Nigdynigdy umiera... Podobało mi się to, że nasze elfy nie mogły dotykać żelaza, bo je parzyło, a Ci od króla Machiny nie mogli przebywać przy zielonych terenach. Nie wiem co w tym takiego, ale po prostu to mi się spodobało i uświadomiło mi, że nasz postęp technologii właśnie tak działa na świat. Wszystko ginie, a całe hektary lasów są karczowane, tylko dla zaspokajania naszych potrzeb (małą część lasów trzeba wyciąć, bo przecież z czego powstawałyby książki?!
). Wydaje mi się, że Pani Kagawa w duszy jest zagorzałą ekolożką, bo przedstawiła właśnie ten problem w książce.
Okładka - jest niesamowita! Jedna z najładniejszych polskich okładek, jakie kiedykolwiek widziałam. Jak nie przyłożyli się do tych z
Darów anioła i
Diabelskich maszyn to ta jest po prostu oszałamiająca! Wydaje mi się, że wszystkie wydawnictwa powinny brać przykład z Ambera, bo co jak co, ale on nigdy mnie nie zawiódł.
Podsumowując książka jest bardzo dobra i naprawdę trzeba po nią sięgnąć! Dałam 7/10 ze względu na to, że nie wzbudziła we mnie jakiś skrajnych emocji, ale to naprawdę miłe czytadło, które pozwala zanurzyć się w świecie elfów. Jeśli jeszcze jej nie czytacie to z ręką na sercu mogę Wam ją polecić. Musicie szybko nadrobić swoje zaległości i dostać ją w swoje łapki!
" - Puk, nie! - Złapałam go za rękaw. - Nie walcz z nim. Ktoś może zginąć.
- Pojedynki na śmierć i życie zwykle kończą się w ten sposób."