Wyobraź sobie, że masz piękną żonę, z którą jesteś szczęśliwy, duży dom, sportowy samochód, i dobrze rozwijającą się firmę.. Nie jeden z nas by powiedział: 'Życie idealne! Czego chcieć więcej?'. Jednak dobrze wiemy, że nic nie trwa wiecznie...
Pewnego dnia jesteś w swojej firmie, gdy dowiadujesz się, że Twoja żona miała dosyć poważny wypadek... Niestety, musisz przerwać prezentację i jedziesz do szpitala. Tam dowiadujesz się, że może być sparaliżowana... Ale to nie koniec nieszczęść.
Podczas gdy Ty opiekowałeś się żoną, Twój nowy 'przyjaciel' Cię zdradza. Otworzył własną firmę, ukradł Ci współpracowników i klientów. Niestety, dochodzą jeszcze problemy finansowe... Po pewnym czasie tracisz samochody, miłość swojego życia, a nawet dach nad głową... Co teraz?
„W życiu często jest tak, że najzwyklejsze decyzje mają najstraszniejsze konsekwencje.”
Po raz drugi 'spotykam' się z tym autorem. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, jakbym czytała Obiecaj mi w trochę lepszej odsłonie i z innymi bohaterami. Fakt - książka jest ciekawa, doprowadza do łez, sprawia, że współczujemy głównemu bohaterowi.. Czasem zmusza nas do refleksji na jakiś temat.. Ale jest coś, co odrzuca czytelnika. Chyba to, że całą historia wydaje się być nieprawdopodobną bajeczką.
„Jak można zadawać ból osobie, którą się kocha bardziej niż siebie samego?”
Głównym bohaterem jest Alan, który stracił wszystko - nawet swoją piękną McKale. Przed śmiercią musiał jej coś obiecać. Jedną z tych obietnic była taka, że ma dalej żyć. Moim zdaniem to dobrze, że McKale kazała mu to zrobić, bo nie poznalibyśmy przygód Alana, które są w sumie ciekawe.
Pewnego dnia nasz główny bohater postanawia, że wyruszy w podróż pieszo, aż na Florydę. Myślę, że to szaleństwo, ale podziwiam go. Nie każdy potrafi zrealizować swoje cele, większość potrafi tylko mówić, że coś zrobi, a tak naprawdę ciągle stoją w tym samym miejscu. Podobno każdy z nas jest typem wędrowca.
„Podejście do czasu to jedno z najgłupszych zachowań ludzkości. Mówimy sobie, że zawsze jest jutro, choć przewidywanie tego, co stanie się jutro, jest jeszcze trudniejsze niż przewidywanie pogody. Odkładając do jutra urzeczywistnianie naszych marzeń, sami się z nich ograbiamy.”
Tak jak przypuszczałam - Evans trafił w moje czułe punkty, przez co trochę ciężko było mi się skupić. Mimo wszystko czytało się niesamowicie szybko i lekko. Bardzo zainteresowały mnie osoby, które Alan spotkał podczas wędrówki. Myślę, że w rzeczywistości nikt nie byłby tak miły i wyrozumiały, i by nie załatwił miejsca do spania lub czegokolwiek facetowi, któremu prawdopodobnie odbiło i chce dojść pieszo na Florydę..
Jeśli chcecie śledzić losy Alana w drodze, to zachęcam do przeczytania Dotknąć Nieba. Ale ostrzegam - nie zawsze jego przygody będą takie przyjemne i fajne. Nie wiem, czy sięgnę po drugą część, ale w sumie to czemu by nie spróbować? Najwyżej się rozczaruję
„Jako chłopiec usłyszałem tę historię w kościele. Pewien mężczyzna naprawiał pochyły dach na wysokim budynku i w pewnej chwili zaczął się zsuwać. Zbliżając się do krawędzi, zaczął się gorączkowo modlić: "Uratuj mnie, Panie, a będę chodzić do kościoła w każdą niedziele, przestane pic i stanę się najlepszym człowiekiem w mieście". Gdy tylko wypowiedział ostatnie słowo swojej modlitwy, jego spodnie zahaczyły o wystający gwoźdź i w ten sposób został uratowany. Mężczyzna wzniósł oczy ku niebu i krzyknął: "W porządku, Panie Boże. Sam sobie poradziłem". Trudno o prawdziwszy obraz ludzkiej natury.”