"Nokowie, Nokowie do drzwi znów pukają." *
"Nevermore. Kruk" to debiut młodej pisarki pochodzącej ze Stanów Zjednoczonych. Kelly Creagh mieszka w Louisville w Kentucky i jest miłośniczką tańca brzucha oraz twórczości Edgara Allana Poego. Właśnie w związku z jej miłością do Poego zrodził się pomysł na napisanie tejże książki.
Isobel Lanley jest popularną kapitanką cheerleaderek, która umawia się z najbardziej rozchwytywanym i przystojnym futbolistą w szkole. Należy do ekipy, która uchodzi za śmietankę towarzyską w jej liceum. Każdy chciałby do niej należeć, a Isobel ma to szczęście, że jej życie jest idealne. Zrządzeniem losu okazuje się, że nauczyciel literatury, Swanson, przydzielił ją do szkolnego projektu razem z Panem Mrocznym - aroganckim, gburowatym, zamkniętym sobie i umalowanym na czarno gotem, Varenem Nethersem. Na pierwszy rzut oka wiadomo, że śliczna cheerleaderka i sardoniczny got nie mają szans na dogadanie się ze sobą. Jednak zbliżają się krajowe rozgrywki cheerleaderek, a Isobel nie chce zawalić swojej oceny, by nie móc pojechać.
Razem zabierają się do projektu na temat Edgara Allana Poego. Dziewczyna nie ma zielonego pojęcia o jego twórczości, więc w całości polega na gburowatemu koledze, który pomału zaczyna coraz bardziej ją fascynować. Teraz obydwoje mają przeciwko sobie nie tylko nieprzychylnych ludzi. Dziewczyna zafascynowała się mrocznym światem Varena i razem będą musieli stawić czoła najkoszmarniejszym opowieścią Poego, które nie tylko zostają zapisane na kartkach czarnego notatnika, ale również przenikają do ich snów.
"Jeśli odwrócisz się do mnie plecami, nie zostawisz mi wyboru, też będę musiał się odwrócić. Tylko tak dalej, a staniemy się przeciwnikami."
Historia szalenie mnie zainteresowała, gdy przeczytałam opis. Spodobało mi się to, że chociaż w jednej książce dziewczyna nie zakochuje się w szalenie popularnym chłopaku, który jest poza jej zasięgiem - to strasznie banalne i już wszystkim się przejadło. Urzekło mnie zestawienie tych dwóch diametralnie różniących się charakterów - ślicznej dziewczyny, która kojarzy się nam z różowym, i tajemniczego gota, którego odpowiednikiem jest kolor czarny. Wiedziałam od razu, że historia bardzo mi się spodoba, bo wprowadziła na książkowy rynek coś świeżego i niekonwencjonalnego. I faktycznie mi się spodobała, ale jednak trochę się zawiodłam.
Muszę zacząć od bohaterów. Przede wszystkim nie mogłam znieść Isobel. Szalenie denerwowała mnie swoim zachowaniem i sposobem bycia. Tak jak sądziłam - był to typowy plastik, który nic nie widzi poza czubkiem swojego nosa, zwraca uwagę tylko na osoby, które mogą przysporzyć jej jeszcze więcej popularności, a ci, którzy są 'szarymi myszkami' kompletnie się nie liczą. Mimo, że po jakimś czasie zachodzi w niej przemiana to dalej widać w niej pozostałości z tej plastikowej laleczki. Najbardziej zdenerwowało mnie jej zachowanie pewnego razu w stołówce. Gdy tylko Varen nie zrobił tego co chciała to zalała się łzami i uciekła, rzucając tacką o stolik. No po prostu... Nie mogłam tego wytrzymać. Strasznie nie lubię, gdy autorki serwują takie puste laleczki, bo aż nieprzyjemnie się przez to czyta. Jedynie postać Varena jakoś wpłynęła na nią i przestała się martwić tylko o siebie.
Sam Varen jest uosobieniem bad boy'a, którego spotykamy w prawie każdej książce. Na początku mnie zaintrygował, ale potem... Tak jakoś przestał mnie interesować. Nie wiem co było w nim takiego, ale po prostu nie przemówił do mnie i jakoś nie mogłam się do niego przekonać. Do tego miałam wrażenie, że pani Creagh na siłę chciała go zmienić podczas książki. Przez pierwsze 100 stron jest gburowaty i w ogóle się nie odzywa, a nagle potem dostaje cudownego olśnienia i jest niemiłosiernie czuły. Trochę się to dla mnie gryzło, ale rozumiem, że jak jest się zakochanym to się zmienia. Najbardziej z tego wszystkiego spodobała mi się postać Reynoldsa. Sama właściwie nie wiem dlaczego, ale gdy tylko pojawiał się w książce miałam trochę odpoczynku od pustej gadki Isobel i mroczności Varena.
"Zapamiętaj te słowa. Jedyny sposób, żeby zyskać władzę nad tym, co się z tobą dzieje w świecie snu, jest uświadomienie sobie, że śnisz. Jeśli nie umiesz tego zrobić, nie mogę ci pomóc."
Pomysł na książkę niesamowicie mi się spodobał. Jednak po przeczytaniu opisu miałam inną nadzieję na fabułę. Właściwie to moje oczekiwania zostały zaspokojone tylko w małej części, czułam wielki niedosyt. Książka ma wielki potencjał i mam wrażenie, że gdyby wyszła spod pióra bardziej doświadczonego autora to zasługiwałaby miano na arcydzieło. Teraz zasługuje jedynie na nazwanie jej dobrą, bo rzeczywiście wybija się na tle innych.
Książka jest napisana bardzo chaotycznie i w wielu miejscach w ogóle nie wiedziałam o co chodzi. Na początku było nudno, bo Isobel rozwodziła się nad tym jaki to trafiło ją nieszczęście, że musi pracować z Varenem i że pewnie ucierpi na tym jej popularność. Cały czas tylko autorka wypisywała o tym jaka to Isobel jest śliczna i że ma ładny pokój oraz kochającą się rodzinę. Denerwowała mnie naiwność dziewczyny wobec Brada, tak samo jak samo zachowanie jej chłopaka - dużo mówił, ale właściwie mało robił, tylko pokazywał złowieszczo palcem na Varena.
Książka samoistnie podzieliła się na dwie części: pierwsza jest po prostu nudna, a w drugiej dokładnie sami nie wiemy co się dzieje. Gdybym nie przeczytała opisu z tyłu książki pewnie zdziwiłabym się, że nagle ni stąd, ni zowąd pojawiają nam się tajemnicze cienie. Autorka chciała jakoś lekko przemycić i połączyć świat snów z rzeczywistością, ale jej to nie wyszło. Ostatnich 100 stron, od przyjęcia w Ponurej Fasadzie, w ogóle nie rozumiałam. Wszystko było tak chaotycznie przedstawione, że czytałam zdania po kilka razy i dalej nie wiedziałam o co chodzi. Pani Creagh chciała jak najwięcej informacji przemycić w jak najmniej stronach, co zakończyło się katastrofą, gdyż w ogóle nie zrozumiałam końca książki. Również złym posunięciem było założenie, że wszyscy czytelnicy znają twórczość Poego.
"Słowa, Isobel, zawsze mają groźną moc przywoływania rzeczy do istnienia. Pamiętaj o tym."
Teraz troszkę plusów. Szalenie spodobała mi się okładka, która świetnie pasuje do treści książki, w której ukazuje się cała masa kruków. Dodatkowo lektura sprawiła, że zainteresowałam się twórczością Edgara Allana Poego, po którego mam zamiar niedługo sięgnąć. Następnie podobał mi się pomysł takich koszmarnych snów, bo w ogóle uwielbiam książki związane ze snami. Kolejną rzeczą, która mnie urzekła to to, że książka w pewnym sensie nie skończyła się dobrze, bo Isobel musi dowiedzieć się gdzie znajduje się Varen. I mimo wielu minusów, które tutaj przedstawiłam to książkę czytało mi się szybko, bo w jeden dzień przeczytałam ponad 300 stron.
Po kontynuację tejże pozycji z chęcią sięgnę, bo chciałabym dowiedzieć się jak potoczą się losy Varena. Tak, przeczytam tylko ze względu na niego, bo Isobel w dalszym ciągu nie trawię. Wiem, że moja recenzja nie jest zbyt przychylna, ale jeśli lubicie paranormale to jestem pewna, że ta książka się Wam bardzo spodoba i będziecie miło do niej wracać.
"Przez łzy widziała wszystko jak za mgłą, ale i tak zobaczyła parę czarnych butów, które zatrzymały się przy jej stoliku. O Boże, pomyślała. Wszystko, tylko nie to.
- Proszę - bąknęła do swojego kotleta głosem, który był ledwie piskliwym szeptem - nie rób tego.
- Nie żyje - stwierdził Varen. - Raczej nie słyszy."
* Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Nevermore" Kelly Creagh.