Książka ciekawa. Ciekawa na tyle, by z przyjemnością sięgnąć po inne tytuły tejże pisarki. Jednocześnie zawierająca w swej treści wiele cierpienia i bólu, więc w żaden sposób nie nadaje się na leczenie smutków.
"Wszystko zaczęło się psuć...", rozpoczyna swą opowieść kilkunastoletnia Kambili. Opowieść o fanatycznym religijnie ojcu, o matce, która tak często czyści kolekcję porcelanowych baletnic (zawsze wówczas z niewyjaśnionych powodów okaleczona), o młodszym bracie imieniem Jaja, który pewnego dnia sprzeciwia się woli ojca, bardzo bogatego, wpływowego i szanowanego przez wszystkich człowieka. Opowieść o dziadku, który pozostał wierny swoim bogom i tradycjom, o wykładającej na uniwersytecie ciotce, o jej dzieciach, o Nigerii i zachodzących w niej siłą przemianach, które niejednokrotnie, w imię wolności słowa, nie pozostawiają innego wyboru, jak wyjazd poza granice państwa, poza granice kontynentu. Opowieść o przemocy w imię rzekomej miłości, przemocy cichej, która nie wychodzi poza mury posiadłości. Opowieść o cierpieniu ukrytym pod pięknymi strojami, w urządzonych z przepychem domach z bogato zastawionymi stołami. Jest to też opowieść o dojrzewaniu, zarówno do buntu, jak i do zwykłej, prozaicznej miłości.
Co jest interesujące w tej książce, to niejednoznaczność postaci. Nawet ojca nie da się sklasyfikować jako złego, bo oprócz bólu zadawanego swym najbliższym, potrafił też pomagać mieszkańcom swej wioski, sponsorować anonimowo szpitale dla dzieci, sierocińce.
Napisana w roku 2003 powieść "Fioletowy hibiskus" nominowana była do wielu nagród literackich, m. in. The Booker Prize, Orange Prize. Otrzymała również Commonwealth Writers’ Prize dla najlepszego debiutu. Myślę, że zasłużenie.