"Witajcie w królestwie Lur, gdzie używanie czarów niezgodnie z literą prawa oznacza śmierć!"
Karen Miller urodziła się w Vancouver, w Kanadzie. Mając dwa lata, przybyła z rodzicami do Australii, gdzie mieszka do dziś. Nie licząc trzech lat w Wielkiej Brytanii po ukończeniu studiów z komunikacji społecznej, spędziła całe życie w Sydney i jego okolicach. Zaczęła pisać już w szkole podstawowej, gdy zakochała się w fantastycznej prozie, przeczytawszy powieść "Lew, czarownica i stara szafa". Przez wiele lat podejmowała się najróżniejszych prac - w dziale obsługi klienta w londyńskim DHL, jako stajenna w pałacu Buckingham w Anglii, jako rzecznik prasowy Ku-ring-gai Council. Prowadziła także w Penrith własny sklep z książkami. Pisała i reżyserowała sztuki w lokalnym teatrze, w którym występowała też jako aktorka. "Królotwórca, Królobójca" to jej pierwsza seria z gatunku fantasy.
Dawno temu plemię Doran, obdarzonych magiczną mocą wojowników, opuściła spustoszony ciągłymi wojnami kraj. Uciekali przed Morganem - okrutnym czarownikiem, który dla władzy był gotowy zrobić wszystko. Wreszcie przybyli do Lur, gdzie zawarli przymierze z olkińskimi mieszkańcami królestwa. Zgodnie z nim, jeżeli Olkowie poddadzą się prawom Doran, ci zapewnią im dobrobyt i bezpieczeństwo. Jednak pewna grupa Olków ślubuje strzec własnych, zakazanych przez Doran, rytuałów. Czekają na wybawcę - nieświadomego swojego daru maga, który przywróci im wolność.
Naszym bohaterem jest Asher, który sprawuje zawód rybaka. Posiadanie sześciorga braci wcale nie jest dla niego łatwe, tym bardziej, iż jest on z nich najmłodszy. Jedynie ukojenie od ciągłych kłótni z braćmi przynoszą mu wyprawy w morze z ojcem. Nie są oni jednak zamożni i ciężko wiążą koniec z końcem, przez co Asher postanawia wyruszyć do stolicy Lur, żeby tam zdobyć pieniądze. Po długich wędrówkach trafia do swojego celu, lecz znalezienie tam pracy to trudna rzecz. Szczęśliwym trafem ratuje książęcego konia Tancerza, intrygując przy tym samego księcia Gara, który zatrudnia go jako swojego stajennego. Niedługo potem otrzymuje od swojego dorańskiego przyjaciela niespodziewaną propozycję i od tego momentu jego życie przybiera nieoczekiwany i dramatyczny obrót.
"Prawo musi być szanowane i przestrzegane dla wzajemnego dobra, a nie dla zysku."
Na początek pod ostrzał idą bohaterowie. Jest ich dosyć sporo, a mimo tego większość, nawet główni, nie są dopracowani. Asher nieprawdopodobnie mnie irytował.. dosłownie wszystkim co robił. Są tacy książkowi bohaterowie, których chce się udusić na miejscu za ich głupotę. Właśnie przy tej postaci nóż otwierał mi się w kieszeni. Cały czas plecie co mu ślina na język przyniesie i nie ma szacunku do nikogo. Aż trudno uwierzyć, że chłopak miał dwadzieścia lat. Razem z księciem Garem, który był w jego wieku, zachowywali się jak małe dzieci, a nie jak dorośli mężczyźni. Do samego księcia mam ambiwalentne uczucia: z jednej strony denerwował mnie swoim pobłażaniem zachowania Ashera, ale z drugiej był dobrze panującym władcą. Po prostu to wszystko, jak dla mnie, gryzie się ze sobą. Panu Asherowi i Garowi serdecznie podziękujemy. Natomiast bardzo urzekli mnie Matt i Dathne. Matt to typowy dobry przyjaciel, zawsze służył Asherowi swoją radą i był przy nim, kiedy inni go opuścili. Dodatkowo był sumienny w tym co robił i można powiedzieć, że aż pedantyczny jeśli chodzi o porządek w swojej stajni, ale to mi nie przeszkadzało. Chętnie przeczytałabym książkę z jego punktu widzenia. A Dathne jest po prostu niesamowita. Z pozoru jest zimna i nieczuła wobec nikogo, ale w środku potrzebuje akceptacji i miłości. Pokochałam ją również za jej mądrość (chociaż często bywała pochopna w swoich decyzjach) oraz za miłość do książek. Przyznam, że Asher to wyjątkowo nietrafiony wybór charakteru i bardzo mi się nie spodobał, przez co moja ocena względem książki leci na łeb, na szyję.
Co do fabuły: jest ona poniżej krytyki. Właściwie nic się nie dzieje. Opis książki nie bardzo zachęca do lektury, ale liczyłam, że treść będzie wartościowa i ciekawa, a tym czasem wlecze się w nieskończoność. Książka podzielona jest na dwie części z czego pierwsza jest po prostu fatalna, bo jedyną atrakcją jest udział Ashera w rozprawie sądowej razem z księciem Garem. Po prostu nie mogłam tego przeboleć i wręcz zmuszałam się do czytania, bo miałam nadzieję, że potem stanie się coś fajniejszego, ale nic się nie działo. Druga część jest trochę lepsza, z naciskiem na trochę. Dalej mało co się dzieje i można oszaleć z tego powodu, przez co te 500 stron niesamowicie się wlecze. Przyznaję, że po 100 miałam dość, ale musiałam jakoś dotrwać do końca.
Kolejnym fajnym, ale nieprzemyślanym pomysłem w tej książce jest idea Kręgu. To grupa Olków, którzy sprzeciwiają się despotycznym Doranom. Sam pomysł mnie zaintrygował i czekałam co się stanie, bo to jedyny krąg Olków, którzy posługiwali się magią, jednak zawiodłam się. Posługują się magią i czekają na tego "Nieoświeconego Cudotwórcę, który przyszedł na świat, by uchronić go od rozlewu krwi i śmierci". Czekają to mało powiedziane, przez sześćset lat wyczekiwali jego przyjścia na świat, a gdy już spadkobierczyni Jervale'a potwierdziła to, że przybył do Lur oni.. nic nie robią. Dosłownie nic, jedno wielkie zero. Cały czas tylko powołują się na słowa Przepowiedni i nic w związku z tym nie robią.
Następną rzeczą, która mnie tutaj uderzyła do uległość Olków. To naprawdę dziwne, że jacyś obcy ludzie przyjeżdżają do ich kraju i mówią: "My wam pomożemy, ale zrezygnujcie z tego, co najważniejsze - z magicznych mocy". Kompletnie bez sensu. Rozumiem, że potrzebowali ochrony, ale przecież potrafili sami sobie dogodzić bez powoływania się na innych ludzi. Zgodzili się na to od razu i z uwielbieniem śledzili losy Doran. Gdy tylko okazało się, że jeden z Olków próbował użyć magii, chcieli go rozerwać własnymi pazurami za to, że dostąpił się tak karygodnego czynu. Nie powinni walczyć o swoje prawa czy coś w tym stylu? To przecież Doranie potrzebowali pomocy, a nie Olkowie. Dla mnie to przymierze zawarte między nimi jest pasożytnicze i przechodzi na korzyść Doran.
Mam kolejne "ale". Cały pomysł z przestrzeganiem praw Najświętszej Barl był całkiem fajny, ale gdy okazało się, że to przez te prawa Olkowie nie mogli uprawiać magii to od razu się zreflektowałam. Jak dla mnie to było chore, żeby szaleńczo wierzyć w coś co niby powiedziała im Barl i chcieć rozszarpać każdego kto postanowi inaczej. Zabić każdego Olka czy Doranina, którzy nie przestrzegali praw, bo przez nich Wielki Mur, który otaczał królestwo Lur, mógł runąć. Jedyne co podobało mi się to odróżnienie Olków od Doran. Olkowie mieli czarne włosy, a Doranie blond. Ale to taki nieistotny szczególnik, który utkwił mi w pamięci. Więc idea Najświętszej Barl całkiem sympatyczna, ale przedstawiona w złym świetle.
Autorka pisze w sposób bardzo chaotyczny i niezrozumiały. Nie widziałam powiązania z tym co przeczytałam kilka kartek wcześniej. Co do jednej rzeczy muszę zwrócić jej honor - potrafi kreować barwne opisy miejsc, które podreperowały, i tak marną, kondycję tej książki. Gdyby nie to, że potrafiła opisywać pomieszczenia i krajobrazy to książka byłaby o wiele nudniejsza, niż w rzeczywistości, a tak to dało się jakoś przełknąć.
Nie będę Wam jej polecać, ani mówić, że jest fatalna - to zależy od osobistego upodobania. Jeśli gustujesz w takiego rodzaju fantastyce to książka pewnie Ci się spodoba, a jeśli nie to sobie ją odpuść. To tylko moje odczucia względem tej książki i nie powinniście jej z góry przekreślać, ale przekonać się na własnej skórze, czy to co mówiłam to prawda bądź też nie. Daję książce ocenę 5/10, gdyż nie wprowadza nic nowego do naszego życia, ani jakoś wyjątkowo nie zapadnie mi w pamięci. Jestem pewna jednak tego, ze nie sięgnę po kolejną część, gdyż jakoś nie specjalnie interesują mnie przygody Ashera. Po prostu przekonajcie się sami czy historia spodoba się Wam czy nie.
" - Zdajesz sobie sprawę, że rzucasz swojego doradcę na głęboką wodę?
- Jest rybakiem, ojcze - rzekł, wzruszając ramionami Gar. - Jestem pewien, że świetnie pływa."