Wyć się chce. To stan bliski chyba każdemu nastolatkowi: kiedy rodzice nic nie rozumieją, a przyjaciele zawodzą, kiedy nie wiadomo, co ze sobą zrobić, kiedy trzeba chodzić do szkoły i zacząć decydować o swoim życiu. Beata Ostrowicka ten stan oddała w dość ciemnych barwach, chociaż w niepozbawionej optymizmu książce. Wydana w skoroszytowej serii powieść „Wyć się chce” przypadnie do gustu młodym, wrażliwym dziewczynom. Nadrzędnym problemem i osią konstrukcyjną fabuły jest tu zagadnienie asertywności (a raczej jej braku) i konformizmu. Główna bohaterka, nastoletnia Julka, pozwala, by inni decydowali o jej życiu. Tak jest według niej bezpieczniej i łatwiej. Julka nawet nie zdaje sobie sprawy ze swej zachowawczości. Obok tego głównego motywu porusza Ostrowicka i mniejsze: pierwszą miłość (Julce podoba się Kamil – ale nie umie zwrócić na siebie jego uwagi, kiedy już uda się bohaterce porozmawiać z obiektem westchnień, popełnia rozmaite gafy). Autorka opisuje tu stan znany wielu nieśmiałym dziewczynom, niebanalne natomiast i warte uwagi jest rozwinięcie tego tematu. Drugim istotnym zagadnieniem „pobocznym” okazują się konflikty w rodzinie – przede wszystkim na linii matka-córka, praktycznie bez możliwości rozwiązania – oraz coraz częstsze spory rodziców, także bez nadziei na porozumienie. Do tego dochodzi jeszcze widmo nieuczciwych, nielojalnych i samolubnych pseudoprzyjaciół – i rzeczywiście wyć się chce.
Beata Ostrowicka stworzyła książkę ciekawą i nieprzewidywalną. Wartościową, bo pokazującą odbiorczyniom wyjścia z rozmaitych, nieprzyjemnych sytuacji, a przy tym bardzo dobrą jako czytadło. Wpisała się tym samym w konwencję serii Naszej Księgarni – lecz nie naśladowała ślepo innych autorek, a zaproponowała oryginalne ujęcie tematu dorastania. Bohaterka „Wyć się chce” to zwyczajna dziewczyna, nieco zakompleksiona nastolatka, która nie potrafi się zbuntować wobec irytujących i niewłaściwych zachowań bliskich. Widzi problemy, lecz nie umie ich rozwiązać, pozostaje bierna, wycofana i wystraszona – sama komplikuje sobie przez to życie. Ostrowicka ładnie przedstawiła tu kwestię przyjaźni, miłości oraz zaufania – odwołując się do wartości standardowych, obecnych w każdej chyba książce dla nastolatek, postanowiła w niestereotypowy sposób wytłumaczyć czytelniczkom, co w życiu jest naprawdę ważne – i jak ustawiać relacje z bliskimi.
Toksyczna rodzina bohaterki została odmalowana pomysłowo: miała tu autorka dość trudne zadanie – nie mogła przedstawieniem piekła codzienności zagłuszyć pozytywnych wątków opowieści – i z tym wyzwaniem sobie poradziła. Jej bohaterowie nie są papierowy, a wydarzenia – nie takie nieprawdopodobne.
Rzucają się za to w oczy kwestie językowe. Po pierwsze: bohaterki mają w domach brudnosłówki – słoiki, do których wrzucają drobne za każde przekleństwo (wart uwagi jest cel gromadzenia drobniaków, tu Ostrowicka błysnęła humorem). Tyle że najsilniejszym przekleństwem będzie tu „cholera”, a „kurny” i „kuźwy” stojące w roli najwulgarniejszych słów są przecież jedynie eufemizmami dla dzisiejszych nastolatków. Rzecz jasna nie chciałabym, by nieocenzurowane zwroty pojawiały się w literaturze dla młodzieży, ale może kwestię przekleństw warto było przepracować. Druga rzecz: Ostrowicka chce, by jej bohaterki mówiły młodzieżowym żargonem: i mówią… niestety. „Dajesz” jako zaproszenie do działania za setnym razem będzie już nieznośnym wtrętem, „es” zamiast esemesa – może stać się niezrozumiały. Może przesadzam i niepotrzebnie zamieniam się w purystkę, ale wiadomo przecież, że najszybciej starzeje się właśnie język. Po co uniwersalną w gruncie rzeczy opowieść zamieniać w efemerydę?
Ładna jest powieść Beaty Ostrowickiej, ładna i wciągająca. Nastoletnie problemy przedstawione z punktu widzenia dorastającej dziewczyny to przecież żadna nowość, ale autorce udał się tutaj zarys fabuły oraz kreacje bohaterów. „Wyć się chce” łączy staranną narrację z intrygującymi wydarzeniami.
Izabela Mikrut dla granice.pl