Zazwyczaj rozpoczynam swoje recenzje od przedstawienia autora danej książki, od przybliżenia go potencjalnym czytelnikom, którzy mogliby zainteresować się omawianą pozycją. W tym wypadku jednak stanęłam przed sytuacją, w której nie jestem w stanie napisać ani zdania o tej pani... a to mi się jeszcze nie zdarzyło. Nie mogę znaleźć o autorce żadnych informacji w sieci, nawet na stronie wydawnictwa, które wydało jej książkę. "Biała izba" trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości wortalu webook.pl. Z okładki wynika, że jest to thriller. Tylko czy faktycznie? O tym za chwilę.
Swą przygodę z "Białą izbą" rozpoczynamy od poznania pewnej kobiety - Marii. Nie wiele dowiadujemy się o niej. Wiemy jedynie, że jej mężem jest Marek - okrutny człowiek, często podnoszący rękę na swoją żonę, która jest w ciąży. Maria będąc w szóstym miesiącu ciąży zaczyna słyszeć dziwne głosy w swojej głowie, które uparcie do niej szepczą... Wątek w tym miejscu urywa się, a my zaczynamy przyglądać się życiu Amandy Biedrzyńskiej od czasów szkoły, aż po dorosłość. Dziewczyna odkąd sięga pamięcią staje w obliczu dziwnych sytuacji. A to idzie do szkoły i nagle budzi się w pociągu w Warszawie oddalonej o 350km od jej rodzinnej wioski. Innym razem będąc wraz z matką w kościele na pogrzebie nijakiego Karola Farona, wybucha nagle histerycznym śmiechem i zostaje poproszona przez proboszcza o opuszczenie świątyni. W tym czasie poznaje wspaniałego chłopaka - Darka, z którym spędza miłe chwile. Tylko dlaczego nikt nie widzi tego chłopaka? Dlaczego każdy upiera się, że go nie zna i nigdy o nim nie słyszał? Zachowanie Amandy staje się coraz dziwniejsze, powoli traci kontakt z rzeczywistością i już nie wie, co jest prawdziwe, a co nie. Cały czas zastanawia się, dlaczego jej rodzice są tacy nadopiekuńczy w stosunku do niej? Poza tym stara się zrozumieć, czym tak właściwie jest "biała izba", o której pewnego dnia opowiedział jej ojciec. Przed Amandą długa droga do zrozumienia zdarzeń, których staje się uczestniczką. Kim właściwie jest ta cała Maria, o której usłyszała podczas szeptanej rozmowy rodziców? I dlaczego matka zaciągnęła ją na pogrzeb człowieka, którego w ogóle nie znała?
Thriller wg definicji to rodzaj utworu sensacyjnego, który ma na celu wywołanie u czytelnika dreszczy emocji. To nie do końca ma zastosowanie w tym wypadku. Należało by dodać na okładce, że jest to owszem thriller, ale psychologiczny - a to już zmienia postać rzeczy. W takim bowiem wypadku występuje konflikt pomiędzy głównymi bohaterami, który rozgrywa się na granicy ich emocji i psychiki. Wówczas mogę się zgodzić z powyższym stwierdzeniem w odniesieniu do "Białej izby".
"Zagubiona w całym swoim życiu, zagubiona pomiędzy snem a rzeczywistością, cóż mogłam zrobić? Bałam się ludzi." [s. 125]
Główna bohaterka cały czas toczy wewnętrzną walkę ze sobą, ale również z otaczającymi ją ludźmi. Nie potrafi zrozumieć tego, co się z nią dzieje oraz zachowań innych osób w stosunku do niej. Odkąd pamięta dręczy ją pewien koszmarny sen, który rzuca się cieniem na całe jej życie. Widzi w nim siebie jako małą pięcioletnią dziewczynkę, do której co noc przychodzi jakiś mężczyzna pod pozorem przeczytania jej bajki, a tak naprawdę aby wykorzystać dziecko... Przez dręczące ją wizje boi się ludzi. Tylko czy aby napewno taka sytuacja miała miejsce w jej dzieciństwie? A może to wytwór jej zagubionej wyobraźni?
"Czuję jednak jego oddech na plecach. Dotyka mnie. Cała drżę. Chcę krzyczeć, lecz gardło odmawia mi posłuszeństwa. [...] Długo zastanawiałam się nad tym snem. Wpływał on na moje codzienne życie. Bałam się zasypiać." [s. 25]
Autorka w swym utworze z całą pewnością dotyka trudnych tematów, takich jak wykorzystywanie seksualne nieletnich, przemoc fizyczna w rodzinie, czy też pogłębiająca się utrata kontaktu z rzeczywistym światem. Są to nieprzyjemne tematy, o których często boimy się pomyśleć, a jeśli mamy z nimi do czynienia na co dzień, to staramy się zapomnieć o całej sprawie udając, że przecież nic się nie dzieje, a z pewnością nic złego. To samo można powiedzieć o Amandzie. Ona również usilnie stara się przekonać siebie, a także całe swoje otoczenie, że wszystko z nią w porządku i nie mają się czym przejmować. Jej życie to jednak jedno wielkie kłamstwo...
"Czy ja jestem wolnym człowiekiem? Nie jestem. Mogę iść w tym momencie, gdzie chcę, mogę robić, co chcę, ale nie potrafię. Nie cieszy mnie piękno dnia, które, mimo że je odczuwam, nie daje mi żadnej satysfakcji. Nie mówię tego, co myślę. Mówię to, co ludzie chcą usłyszeć. Całe życie tak mówiłam. Całe parszywe życie." [s. 77]
Historia opisana przez panią Gałgan nie porwała mnie. Nie sprawiła, że czułam dreszcze emocji, które powinny towarzyszyć czytaniu thrilleru. Wszystko to, co działo się z główną bohaterką, było dla mnie zupełnie jasne od samego początku. Niczym mnie nie zaskoczono w tym wypadku. Całość zwyczajnie mnie nużyła, co ostatnio mało kiedy mi się zdarza. Niestety dzieło autorki nie trafiło w mój gust, nie sprawiło, że spędzony czas nad lekturą mogłabym uznać, jako przyjemnie spędzone chwile. Dlatego podsumowując - czy polecam książkę? Trudno mi w tym wypadku jednoznacznie odpowiedzieć. Z pewnością ma coś w sobie, jakieś głębsze przesłanie, dotyka trudnych aspektów naszego życia. Jednakże dla mnie była jedynie przeciętną lekturą, po którą raczej już nie sięgnę i która będzie przybierała kurzem stojąc na jednej z półek. Jeśli ktoś lubi książki ocierające się o psychologię, ludzkie zachowania - to pewnie znajdzie tutaj coś dla siebie. Ja niestety nie znalazłam.
recenzja z mojego blogu:
http://magicznyswiatksiazek.blogspot.com/2012/07/57-biaa-izb...